Stałam się marionetką w rękach alkoholu. To on zaczął rządzić i dysponować moją osobą. Czuję się tak, jakbym stała gdzieś obok i nie miała na to wpływu, na to co się ze mną dzieje….

Historia moich starań związanych z kontrolowaniem picia alkoholu.

           Zmniejszenie ilości wypitego alkoholu odbywało się rano, kiedy wstawałam i mówiłam do siebie wczoraj wieczorem „to był ostatni raz, od dzisiaj nie ma mowy, żebym coś wypiła”. Tłumaczyłam sobie, że to nie ma sensu. Zabijać siebie i niszczyć zdrowie. Rano byłam wściekła na siebie, nienawidziłam siebie za swoją słabość, jednak kiedy wracałam z pracy wszystkie rano składane deklaracje gdzieś uciekły.

          Tłumaczyłam sobie, że nad tym panuję. Przecież jedno piwo i trochę wódki to nic nie znaczy. Kiedyś usłyszałam coś bardzo głupiego i to od osoby, która powinna się na tym znać, że do uzależnienia potrzeba kilka lat, żeby się uzależnić, więc uważałam, że w moim wieku mi nie grozi żadne uzależnienie.

          Codziennie rano obiecywałam sobie, że od dzisiaj nie ma ani piwa ani wódki. Okłamywałam siebie i moich bliskich, bo kiedy nadchodził wieczór, niestety powtórka tego, co sobie tak starannie obiecywałam.

          Nie zmieniałam trunków na inne. Zrobiłam coś znacznie gorszego, ponieważ połączyłam środki antydepresyjne z alkoholem

          Uważałam, że nie jestem osobą uzależnioną. Zbliżał się Wielki Post i moim postanowieniem było koniec picia! Niestety były to tylko obiecanki takie same, jak te, że od jutra nie piję.

          Nie musiałem unikać kontaktów z ludźmi pijącymi, ponieważ już nie potrzebowałem towarzystwa pijącego. Piłam sama ze sobą.

          Właściwie nic nie potrafiło mnie powstrzymać żeby się napić. Jedynie kiedy podjęłam pracę na ½ etatu nigdy nie wypiłam przed pracą i w jej trakcie. Tak samo kiedy czekałam na telefon od córki, to bardzo się starałam żeby wypić mniej, oczywiście nie z swego rozsądku, tylko dlatego żeby córka nie poznała że coś wypiłam.

          Nie stosowałam żadnych zabiegów umożliwiających wypicie bez większej szkody. Tak mi się wydaje, że to, co wypiłam było więcej niż powinnam.

          Myśli, że piję za dużo, pojawiały się wtedy, kiedy rano budziłam się i nie pamiętałam o czym rozmawiałam przez telefon i z kim się łączyłam wieczorem. Przestałam pamiętać o treści rozmów. Kiedy kładłam się do łóżka wieczorem, rano nie potrafiłam tego odtworzyć. Będąc pod wpływem alkoholu przewróciłam się w kuchni i złamałam żebra. Rano długo musiałam myśleć – skąd ten potworny ból w boku i dlaczego. Wtedy dotarło do mnie, że tracę kontrolę nad wszystkim.

          Bez alkoholu, którego rano nie piłam, trudności objawiały się już od rana. Były to spowolnione ruchy, trudności z koncentracją. Potrzebowałam dużo więcej czasu żeby wybrać się do pracy. Rano schodząc po schodach musiałam się bardzo koncentrować, wręcz przytrzymywać żeby z nich nie spaść. W czasie pracy dużo wysiłku kosztowało mnie to, żeby się skoncentrować na tym co robię.

          Co czuję podczas pisania tej pracy – jedynie to, że stałam się marionetką w rękach alkoholu. To on zaczął rządzić i dysponować moją osobą. Czuję się tak, jakbym stała gdzieś obok i nie miała na to wpływu, na to co się ze mną dzieje.

          Co czuję kiedy patrzę na kontrolowane próby picia alkoholu? Czuję to, że to tylko niespełnione marzenia, których nigdy nie zrealizowałam. Alkohol był zawsze silniejszy aniżeli ja i zwyciężył. Pomimo wielu obietnic z mojej strony, że potrafię nad nim panować, zawsze to ja poległam. Dlatego też zrozumiałam, że sama sobie nie dam rady.

          Co robiłam? Właściwie nic. Po prostu tego nie zauważałam, albo udawałam, że nie widzę. Wydawało mi się, że to wszystko mieści się w granicach normy. Po prostu nie chciałam stwierdzić faktu, że mogę być uzależniona. Zawsze uważałam, że mogę w każdej chwili przestać pić. Bardzo się wtedy myliłam – teraz to wiem.

          Okłamywałam przede wszystkim siebie, nawet nie myśląc o tym, jak wielką krzywdę sobie wyrządzam, zresztą nie tylko sobie, lecz również moim bliskim. Ciągle uważałam, że wszystko co robię, mieści się w ramach przyzwoitości, ponieważ panuję nad wszystkim. Brnęłam coraz bardziej jak w bagno, które nas wciąga.

          Podczas terapii dowiedziałam się, że nie istnieje coś takiego jak kontrolowane picie. Jeżeli byłoby to śmieszne, to bym się zaśmiała. Ciągle obiecywanie sobie rano, że od dzisiaj koniec było tylko jawnym oszustwem wobec siebie, ponieważ nigdy nie dotrzymałam danego słowa. Zdałam sobie sprawę, że sama sobie nie dam rady. Jednak bardzo chcę sobie pomóc i nie zawieść moich najbliższych. Zdaję sobie sprawę z tego, że jestem chora – uzależniona od alkoholu to muszę się leczyć, żeby być zdrowa.

PINGWIN