….Uświadamiam sobie, że trzeźwe myślenie jest dużo lepsze niż zejście na dno….

… Będę walczyć, bo chcę, bo samej mi się nie uda….

Historia moich starań związanych z kontrolowaniem picia alkoholu.

Celem pracy jest przyjrzenie się, w jaki sposób próbowała Pani kontrolować własne picie alkoholu i jakie były efekty tych działań.

           Proszę, odnosząc się do każdego z poniższych przykładów, opisać swoje różne próby mające na celu ograniczenie lub kontrolowanie picia.

          Próbowałam ograniczyć alkohol w ten sposób, że oszukiwałam samą siebie wyobrażając sobie, że mam wszystko pod kontrolą. A i tak prędzej czy później musiałam się napić. Był taki czas, może jakieś półtora miesiąca, że nie piłam w pracy. Ale nie mogłam się doczekać, kiedy tylko skończę pracę i sobie wypiję. Byłam już przygotowana mając w torbie alkohol. Zanim wyszłam z budynku wchodziłam do toalety, brałam kilka łyków i wychodziłam na przystanek.
          Ograniczenie wyglądało w ten sposób, że nie piłam przez 8 godzin. Gdy tylko przyjechałam do domu kontynuowałam picie.
          Znajomi próbowali mi tłumaczyć, że przeginam z piciem. Udawałam skruchę, odpowiadałam „Tak ja wiem, że za daleko to idzie”, ale nic sobie z tego nie robiłam, dalej piłam. Kłamałam znajomym, że od jutrzejszego dnia ani kropelki. Wytrzymywałam tylko parę godzin, bo organizm domagał się alkoholu,
          Nie zmieniałam trunków. Jak zabrakło wódki, to zapijałam to nalewką lub kradłam ojcu alkohol przelewając go w pustą butelkę, a oryginalną uzupełniałam wodą.
          Gdy zbliżały się jakieś święta np. wigilia, to do kolacji starałam się nie pić. W Wielkanoc i w każde świąteczne śniadanie czy obiad, tak samo. Piłam dopiero później.
          Praktycznie przebywałam w towarzystwie osób niepijących. Z ludźmi pijącymi miałam kontakt tylko w pracy, ale specjalnie ich nie unikałam, tylko się czekało na hasło – „czy coś dzisiaj kombinujemy”?
          Od picia powstrzymywałam się tylko wtedy, gdy miałam wizytę lekarską czy jakąś sprawę urzędową. No i tak jak wspominałam wcześniej, przez jakiś czas w pracy. Potem przestałam.
          Nie stosowałam żadnych zabiegów  umożliwiających wypicie więcej bez większej szkody. Tylko korzystałam z magnezu i elektrolitów, które i tak potem zalewałam wódką.

          Gdy za dużo wypiłam, to wymiotowałam, miałam ciągłe odruchy wymiotne, źle się czułam. Czułam się niekomfortowo. Wielkie nerwy, brak czułości, miałam wszystko gdzieś. Nic mnie nie obchodziło. Obiecywałam sobie, że spasuję, ale to świństwo było silniejsze ode mnie, miało nade mną kontrolę.
          Kiedy np. się podpisywałam to ręce mi się trzęsły, całe ciało było rozdygotane. Nie potrafiłam się skupić na czymkolwiek. Byłam nerwowa. Tak naprawdę wszystkie czynności było mi ciężko wykonywać bez alkoholu.

           Jakie przemyślenia pojawiły się u Pani podczas pisania tej pracy?

         Wyciągam coraz więcej wniosków. Uświadamiam sobie, co ja zrobiłam ze swoim życiem. Ile straciłam zdrowia. Prawie odrzuciłam od siebie bliskie mi osoby. Marnowałam pieniądze, straciłam szacunek do samej siebie, godność i reputację. Uświadamiam sobie, że trzeźwe myślenie jest dużo lepsze niż zejście na dno.


          Co Pani teraz czuje?

Czuję lepsze samopoczucie, dużo lepiej rozmawia mi się z ludźmi. Potrafię ich wysłuchać. Zdrowie powoli wraca do normy. Poprawiają się relację z synem. Powracają do mnie uczucia i wrażliwość.

          Co robiła Pani w przeszłości, aby nie widzieć faktu, że nie kontroluje Pani używania alkoholu?

Oszukiwałam, kłamałam. Przedstawiałam sobie takie życie, jakie mi pasowało. Nie chciałam widzieć, że nie kontroluję picia. Alkohol był na porządku dziennym. Nie wydawał się być problemem. Przecież inni piją i potrafią powiedzieć sobie dotąd, a nie dalej. No, a dlaczego ja nie miałabym sobie z tym poradzić, przecież to takie proste powiedzieć STOP, a jednak nie.


          W jaki sposób broniła się Pani przed uświadomieniem sobie tego kiedyś?

Kłamałam wszystkim dookoła, to była moja obrona. Mówiłam, że piję, bo problemy mnie zżerają, ale on (alkohol) ich nie rozwiązywał. Wręcz przeciwnie, szło to coraz dalej. I codzienne obiecanki, że od jutra nie piję. Byłam na dwóch wizytach terapeutycznych, z których zrezygnowałam. Nie piłam wtedy może trochę więcej niż tydzień. Wystarczyło iść nad wodę, tam byli znajomi, poczęstowali mnie piwem i popłynęłam, nie potrafiłam sobie odmówić. Kontynuowałam picie.
          Teraz już wiem, że nie ma picia kontrolowanego, uświadomiłam sobie, że jestem chora i potrzebuję odpowiedniej pomocy. Alkohol zawładnął moim życiem. Będę walczyć, bo chcę, bo samej mi się nie uda.

Nimfa