…Przykre jest to, że zawsze czekałem tylko na moment, żeby się dobrze napić, gdzie jak mniemałem to mi pomagało, a tak naprawdę nie pozwalało mi poznać samego siebie….

Historia moich starań związanych z kontrolowaniem picia alkoholu

          Szczerze mówiąc to przez ostatnich kilkanaście lat nie podejmowałem żadnych prób związanych z ograniczeniem lub kontrolowaniem picia. Jak już wcześniej mówiłem zdarzało się, że żona mi marudziła, iż piję za dużo, to wtedy nie piłem kilka dni. Jednak ona  szybko wymiękła ze swoim postanowieniem, gdyż miała ochotę się napić. Jak sięgam pamięcią do ostatnich lat to nie przypominam sobie, żeby jakiekolwiek starania z kontrolowaniem, ograniczeniem picia płynęły ode mnie, gdyż nie miałem ani nie czułem takiej potrzeby. Wydawało mi się, że kontroluję swoje picie pijąc cztery piwa dziennie i litr wódki w dni wolne. Myślałem sobie, że jest to normalne wypić kilka piw po pracy i lekko się zresetować w wolne. Moje spożycie nie wzbudzało we mnie myśli o nadmiernym spożywaniu alkoholu. W tym momencie wiem, że nadużywałem tego trunku, a w zrozumieniu tego pomogli mi lekarze.           

Jeżeli chcę mówić o jakimkolwiek kontrolowaniu swojego picia, to muszę się cofnąć pamięcią do młodzieńczych lat, gdzie kilkanaście razy zdarzyło mi się wstać rano i mówić „już nie piję”. Postanawiałem tak mając dużego kaca lub też ledwo żyłem, gdyż poprzez nadmierne spożycie alkoholu, zwracałem go. Co do zmniejszenia ilości wypijanego alkoholu nigdy nie zapalała mi się lampka, że już wystarczy, zawsze piłem na maksa i jak już ledwo chodziłem, bądź też wymiotowałem, to wtedy dopiero dochodziło do mnie – „o kurczę, chyba wypiłem za dużo”. Po dwudziestym roku życia nie zdarzało mi się już zwracać alkoholu, ale potrafiłem zwijać się z bólu na podłodze i cierpieć całą noc, niżeli iść i zwrócić alkohol – po prostu nie lubiłem tego odruchu, miałem wstręt do niego.

Po dwudziestym piątym roku życia jak za dużo wypiłem, to już nie cierpiałem, po prostu zasypiałem. Tak więc słowa „zmniejszenie ilości wypijanego trunku” nie istniały w moim słowniku od najmłodszych lat. Następnie mówiąc o udowadnianiu sobie, że nad tym panuję to zawsze twardo i mocno byłem przekonany w swojej głowie, że nie mam problemu z alkoholem i jak będę chciał nie pić to nie będę i tyle. Tak mocno w to wierzyłem i tak twardo byłem o tym przekonany, iż jakiekolwiek próby o udowadnianiu sobie czegokolwiek z tym związanego nie były tutaj brane pod uwagę.                                                                           Nigdy żony nie uderzyłem, jednakże dochodziło do popychanek i szarpanin, jak ona mnie biła. Następnego dnia przepraszałem ją i mówiłem, że nie będę pił, jednakże po kilku dniach z powrotem piliśmy razem i nie było żadnego wypominania, że miałem nie pić. Jak już ją przepraszałem przez kilka dni i kupowałem kwiaty to wymiękała i mówiła, że możemy się napić. Często było tak, że poprzez moją ochotę napicia się potrafiłem ją przekonać, żebyśmy się napili – pragnienie napicia się wychodziło zazwyczaj ode mnie.      Co do mówienia samemu sobie, „że od jutra nie piję”, było to w młodzieńczych latach.  Wszyscy doskonale wiemy jak to było, gdyż wszyscy znajdowaliśmy się w tych sytuacjach (czasami jak nie pamiętałem co się wydarzyło – urwanie filmu i wtedy mówienie do siebie „o kurcze, jak ktoś nas nagrał”…. i nie mogliśmy uwierzyć jak się zachowujemy i znowu ta sama myśl „o kurcze”, jak ktoś nam przypominał co zrobiliśmy i wtedy zaczęło nam się przypominać, bądź czasami też nie – to nie mogliśmy uwierzyć, że po pijaku byliśmy zdolni zrobić najgłupsze rzeczy, m.in. przeżywanie czegoś jak mrówka okres lub „ja wiem lepiej, a wy wszyscy się mylicie”). W czasie mojego długoletniego picia, nigdy nie dochodziło u mnie do zmiany rodzajów trunków po to, by ograniczyć kłopoty związane z piciem. Nie było okresów zaplanowanych abstynencji (w sumie to raz byłem na diecie i nie piłem w dni robocze, za to nadrabiałem wszystkie dni niepijące w dni wolne – czyli na jedno wychodziło). Nigdy nie unikałem kontaktów z ludźmi pijącymi. Powiedział bym, że zawsze było na odwrót. Nie powstrzymywałem się od picia w pewnych porach i okresach (jak chodziłem do pracy to wiedziałem, że nie mogłem i tyle – chyba, że byłem młodszy i była możliwość picia w pracy to robiłem to). Nigdy również nie stosowałem żadnych zabiegów umożliwiających wypicie więcej bez większej szkody – brałem tutaj amfetaminę i wtedy mogłem wypić więcej i następnego dnia dnia czułem się dobrze.

 W jakich sytuacjach pojawiła się myśl: chyba piję za dużo?

          Taka myśl niestety nie pojawiła się u mnie i nigdy tak nie myślałem. W sytuacjach gdy bardzo źle się czułem po piciu, to mówiłem sobie tylko, że nie piję wcale, a nie żeby pić mniej. Od małego jak piłem to nawet wtedy tak nie myślałem, nigdy mi się nie zapalała lampka, że już wystarczy, po prostu tego załącznika nie miałem.

          Było mi bardzo ciężko poprawnie i jak mniemałem normalnie funkcjonować bez alkoholu w dni wolne. Od samego rana zawsze szukałem możliwości napicia się, oczywiście bez wiedzy mojej żony, gdyż zazwyczaj w dni wolne gdzieś jeździliśmy i zawsze oczekiwała ode mnie, że będę prowadził. Czasami jak rano się rozpędziłem z piciem, to mówiłem, że się nie czuję najlepiej i czy ona może prowadzić. Gdy twierdziła  mi, że śmierdzi ode mnie alkoholem, mówiłem, że to jeszcze od wczoraj. Mój stan chęci napicia się w wolne był budowany przez cały tydzień jak chodziłem do pracy, dlatego też realizacja jego była nieunikniona. Po prostu czułem, że cały tydzień ciężko pracowałem i mi się należy dobry relaks z piciem, który również przez lata traktowałem jako nagrodę za odwalony kawał dobrej roboty w pracy. Można powiedzieć, że przez długi czas moje życie koncentrowało się właśnie koło tych dwóch dni lub jednego dnia wolnego, żeby się napić, z czego wcześniej nie zdawałem sobie sprawy.

          Przykre jest to, że już od najmłodszych lat nie znałem umiaru z jakim mogę pić i zawsze jak piłem, to piłem dopóki było. Nigdy nie potrafiłem powiedzieć sobie dosyć i to mnie boli, że od samego początku nie potrafiłem zauważyć w tym problemu, który tylko się coraz bardziej pogłębiał z roku na rok. Przykre jest również to, że nie potrafiłem zdać sobie świadomości z tego, że moje całe życie koncentruje się dookoła alkoholu. Przykre jest to, że zawsze czekałem tylko na moment, żeby się dobrze napić, gdzie jak mniemałem to mi pomagało, a tak naprawdę nie pozwalało mi poznać samego siebie. Jeszcze do niedawna myślałem, że do rozpadu mojego związku przyczyniłem się częściowo, teraz zaś z pisanej pracy na pisaną pracę coraz bardziej oswajam  się z myślą, że byłem głównym powodem rozpadu związku i całkowicie przyczyniłem się do zaistniałych sytuacji w moim małżeństwie. Jestem coraz bliżej powiedzenia, że biorę za to całkowitą odpowiedzialność. Sam sobie to zrobiłem. Gdybym nie pił, bądź też znał umiar, to nie doszło by do zaistniałej sytuacji. Zostaje mi teraz wyciągnąć z tego wnioski i zrobić wszystko, co w mojej mocy, żeby nie doprowadzić już więcej do takiej sytuacji w moim życiu.

          Czuję się z tym bardzo źle, że nigdy nie próbowałem podjąć jakichkolwiek prób, żeby zapanować nad swoim piciem. Jest mi bardzo ciężko zrozumieć, dlaczego mam brak umiaru i go nigdy nie miałem i zdaję sobie teraz świadomość z powagi mojego problemu. Boję się, że jak otworzę butelkę to będę chciał nadrobić te wszystkie niepijące dni i że może skończyć się to dla mnie utratą życia.

Tak  naprawdę nigdy nie zdawałem sobie świadomości, że  nie kontroluję picia. W skrajnych przypadkach mówiłem sobie, że każdemu może się zdarzyć, nikt przecież nie jest idealny i nigdy tak naprawdę nie widziałem powagi problemu. Zawsze myślałem, że wszystko kontroluję, a mały numerek może się każdemu przytrafić od czasu do czasu. Zawsze minimalizowałem wszystkie zaistniałe sytuacje.

 Zawsze myślałem, że wszystko kontroluję, przecież wszyscy i wszyscy są uzależnieni od alkoholu na swój sposób, a ponieważ ja jestem pod kontrolą mojego życia to przecież kontroluję picie. To, że odwaliłem numer było spowodowane nadmierną pracą i byłem zmęczony i akurat tego razu alkohol podziałał inaczej, przecież to normalne jak ktoś jest zmęczony i jak wypije za dużo to coś mu się tam może poprzestawiać i wtedy robi głupoty, przecież muszę się napić, bo jak się nie napiję to nie będę w stanie normalnie funkcjonować – zawsze to tłumaczyłem sobie w ten lub podobny temu sposób.

 Czego dowiedział się Pan o sobie po napisaniu tej  pracy?

          Dowiedziałem się, że jestem odpowiedzialny za rozpad mojego związku. Dowiedziałem się, że mam poważny problem z piciem, poważniejszy niż myślałem i tu znowu dochodzi do mojej głowy, że jestem alkoholikiem i już zdałem sobie z tego świadomość wcześniej, tylko tym razem dostałem tego potwierdzenie. Kropką nad  „i” pojawił się tutaj fakt, że nigdy nie kontrolowałem wypijanych ilości i ta praca pomogła mi zdać sobie z tego sprawę. Doszedł do mnie fakt, że jeżeli chcę żyć to już nigdy nie powinienem sięgnąć po butelkę, gdyż w przeciwnym razie może się to dla mnie skończyć tragicznie. Z umiarem mam problem nie tylko jeżeli chodzi o alkohol, ale również z jedzeniem, obżeraniem się słodyczy i jedzenie z łakomstwa. Tak naprawdę już się najadłem, ale nie to mi nie wystarczy, muszę jeść więcej. Wiem, że muszę zacząć to kontrolować i jak mi się to uda, to wtedy będzie mi łatwiej znaleźć dystans w sobie, co mi pomoże odnaleźć się lepiej w życiu.

MZK