…Tak naprawdę, to nie wiem jeszcze jak to jest przeżywać piękne chwile bez alkoholu, gdyż zawsze byłem pod jego wpływem i zawsze wydawało mi się, że jest super, aż do teraz. Teraz chciałbym zobaczyć jak to jest przeżyć to bez alkoholu. …

Jak koncentrowało się moje życie wokół używania alkoholu?

          Przez ostatnich kilkanaście lat nie mogłem się doczekać, aż skończę dwunastogodzinną zmianę i dojadę do domu, żeby napić się jak mniemałem, zasłużonego piwa. Jeszcze bardziej nie mogłem się doczekać dni wolnych, gdzie jak mniemałem mogłem się porządnie napić i wyłączyć (zresetować). Zależnie od sezonu razem z żoną jeździliśmy na grzyby lub osiągaliśmy szczyty górskie, za każdym jednak razem zawsze towarzyszył mi alkohol, byłem od tego stanu tak uzależniony, iż bez niego wydawało mi się niemożliwe cieszyć widokami, czy udanym grzybobraniem. Krótko mówiąc jak się nie napiłem to miałem focha i byłem zły.

          Okazja żeby wypić była zawsze i zależnie od dnia wymyślałem coś innego, czy to po szkole, czy w dzień wolny szukałem kierowcy, czy dzwonienie do kolegi, że dzisiaj nie idziemy do szkoły tylko balujemy. Często planowałem razem ze znajomymi, że robimy imprezę tego i tego dnia, jednakże jeszcze częściej imprezy wychodziły nieplanowane. Wtedy zawsze wszyscy twierdziliśmy, że te imprezy są właśnie najlepsze. Tak naprawdę jak myślę o szukaniu okazji, planowaniu, ukrywaniu alkoholu, czy utrzymywaniu kontaktów z ludźmi, którzy piją, to stwierdzam, że od najmłodszych lat byłem w tym mocno zagłębiony . W sumie to nie było dni w moim życiu, żebym tego nie robił, gdyż robiłem to wszystko cały czas, nie przypominam sobie dni, w których bym nie pił.

          Jak miałem ochotę się napić i nie chciałem, żeby żona była zła, to pytając się jej jak pracuje zamieniałem sobie zmiany w pracy tak, że jak wróci do domu, to ja już będę spał. Wypijałem wtedy szybko kilka piw, zapijałem je wódką, po czym następnego dnia mówiłem, że byłem zmęczony i wypiłem kilka piw i położyłem się spać. W innych dniach jak mieliśmy wolne, to wstawałem wcześniej i podczas przygotowywania śniadania piłem kilka piw po kryjomu, a później w ciągu dnia otwarcie piłem piwo, a na boku wódkę. Czasami jak za dużo wypiłem i żona zaczęła się domyślać, że jestem wypity to mówiłem, że jestem zmęczony i szedłem spać. Często jednak piliśmy razem, takie okazje zdarzały się raz na jakiś czas jak chciałem napić się od rana, gdyż żona nie lubiła pić rano.

Więcej specyficznych przykładów to między innymi imprezy w pubie, w którym pracowałem. W szatni miałem ukryty bar dla znajomych i jak chciałem się więcej napić, to dzwoniłem do kolegów, żeby przyszli na balety. Za każdym razem jak mama wyjeżdżała do dziadków, to robiłem domówkę. Kiedy mama wyjechała za granicę do pracy, to impreza w domu każdego dnia była w innym pokoju. Jak już wszystkie pomieszczenia były zasyfione i nie było gdzie siedzieć, to wtedy sprzątałem chatę i na nowo tak dalej. Często było tak, że jak kupowałem alkohol to brałem małą flaszkę dodatkowo dla siebie, żeby żona mi nie mówiła, że znowu tyle wypiłem.

          Pieniądze na alkohol i fajki były zawsze, gorzej z oszczędnościami, ale środków pieniężnych nigdy nie brakowało jak żyłem z żoną. Zanim poznałem żonę to koledzy z pracy, którzy byli wyższą rangą lub więcej zarabiali zawsze stawiali picie. Co do przygotowywania się na picie to wszystko zależało od dnia i albo rano na kacu szedłem do sklepu po piwo, albo w pracy na przerwie szedłem kupić piwo nie mogąc doczekać się wieczoru, albo w ciągu tygodnia szukałem różnych promocji w sklepach na wybrane trunki na dzień wolny. Często gdy byłem młodszy to obdzwaniałem kolegów, żeby mieć towarzystwo do picia.

          Nigdy wcześniej nie zastanawiałem się nad tym, z czego zrezygnowałem na rzecz alkoholu lub też co poświęciłem dla niego, dlatego ciężko mi tu przytoczyć konkretne przykłady. Na myśl nasuwa mi się tutaj czas spędzony z kolegami pijąc, zamiast spędzić go z żoną. Żona zawsze się złościła jak po pracy zostałem z kolegą na kilka piw lub też jak wyszedłem z nim do klubu. Kiedy wracałem dochodziło nawet czasami do kłótni, gdzie żona wzywała policję. Trzymałem się wtedy twardo myśli, że od czasu do czasu należy mi się czas wolny spędzony z kolegami. Teraz wiem, że gdyby przy tych wyjściach nie było alkoholu, to do aż takich kłótni by nie dochodziło. Patrząc wstecz na moje życie jestem w stanie powiedzieć, że tak naprawdę poświęciłem wszystko na rzecz alkoholu i zrezygnowałem z próby wcześniejszego podjęcia życia w trzeźwości, było ono dla mnie nie możliwe, aż do teraz. Mówiłem sobie zawsze jak nie będę chciał pić, to nie będę pił i tyle. Te dni niechcenia picia jednak nie nadeszły. Na ten moment wydaje mi się, że nie chcę pić, jednakże wiem, że nie mam jeszcze pełnej świadomości ułożonej w głowie życia bez picia, w trzeźwości.

          W sumie to byłem skupiony na sobie, na pracy i na dobrym piciu, najlepiej w towarzystwie, które potrafi dużo wypić. Wydawało mi się wtedy, że spędzam super czas, a tak naprawdę nie było, gdyż następnego dnia i tak nikt nic nie wie poprzez ilości wypijanego alkoholu. Mówiąc prawdę to w tym wszystkim zapomniałem o mojej żonie, okazywaniu jej mojej miłości wobec niej i tego żałuję najbardziej, gdyż wiem, że poprzez moje nadmierne picie przyczyniłem się do jej depresji i rozpadu naszego związku. Poprzez nadmierne picie przyczyniłem się również do braku szacunku wobec siebie, gdyż potrafiłem być w takich stanach, że nie wiedziałem gdzie jestem. Teraz wiem, że zatraciłem siebie w piciu i że moje życie mogłoby zupełnie inaczej wyglądać, gdybym tyle nie pił.

          Tak naprawdę, to nie wiem jeszcze jak to jest przeżywać piękne chwile bez alkoholu, gdyż zawsze byłem pod jego wpływem i zawsze wydawało mi się, że jest super, aż do teraz. Teraz chciałbym zobaczyć jak to jest przeżyć to bez alkoholu. Nie potrafiłem zauważyć w sobie potrzeby pomocy żonie, która była po operacji i miała problem się poruszać. Wybrałem wtedy pracę, gdyż było mi głupio powiedzieć w pracy, że potrzebuję wolne, żeby się nią zaopiekować, bo myślałem, że sobie nie poradzą beze mnie. Nie potrafiłem zrozumieć, że moja żona jest w większej potrzebie. Na samym początku przyjazdu z żoną do Szkocji spaliśmy u przyjaciela w dużym pokoju. Nie potrafiłem wtedy zrozumieć, że jest to dla niej uciążliwe , że pijemy i gramy po nocach, gdzie ona rano szła do pracy. Pewnego dnia nie wytrzymała i się spakowała, po czym w nocy wyszła z walizką. Dopiero wtedy zacząłem myśleć, że jest coś nie tak i za nią biegłem i przepraszałem, aczkolwiek wtedy jeszcze i tak nie rozumiałem problemu. Poprzez nadmierne picie zdarzało mi się zaspać do pracy. Winiłem wtedy żonę, że mnie nie obudziła albo byłem zły i tą złą energię wyładowywałem na niej lub też wychodziłem z domu z fochem, nie mówiąc jej, że ją kocham i bez pocałunku na do widzenia. Wiem, że gdybym nie pił w takich ilościach, to mógłbym się o nią starać każdego dnia bardziej niż to robiłem.

            Czym pasjonował się Pan, czym lubił Pan się zajmować? Co dawało Panu radość, satysfakcję zanim zaczął Pan nadużywać alkoholu?

          Trudno powiedzieć, gdyż alkohol pojawił się w moim życiu od dwunastego roku życia, aczkolwiek lubiłem łowić ryby i robiłem to, tylko piłem przy okazji. Lubiłem również zbierać grzyby, jednakże to też robiłem pod wpływem alkoholu. Tak naprawdę nie zdążyłem poznać robienia rzeczy bez alkoholu. Teraz jednak mam szansę to zrobić i do tego będę dążyć.

 

Głodem alkoholowym było dla mnie przeżycie dobrze dnia. Oznaczało to dla mnie dobrze spędzony dzień. Oczywiście jak pracowałem (oprócz pubu) to nie piłem, gdyż mógłbym stracić pracę i nie brałem picia w pracy pod uwagę. Jak byłem młodszy to raz straciłem pracę przez picie i zdarzyło mi się kilka razy wypić w pracy w innej pracy, bo była taka możliwość. Od momentu wyjazdu za granicę przychodziłem do pracy tylko na kacu. Mój każdy dzień wolny musiał być zabarwiony tym trunkiem, bo inaczej byłem niezadowolony. Często przed dniem wolnym zamykałem szybko kuchnię i udawało mi się pominąć kilka z moich obowiązków, żeby tylko szybko dojechać do domu i się w końcu napić. Głodem alkoholowym było dla mnie przekonanie, iż bez alkoholu nie mogę normalnie funkcjonować.

             Z jakimi uczuciami patrzy Pan teraz na to, co przed chwilą Pan zapisał? Czy coś Pana zastanawia?

          Żal, smutek, rozczarowanie, wewnętrzny brak czegoś, ból, złość, frustracja, poczucie winy, niska samoocena, dyskomfort, przytłoczenie, uczucie samotności, gniew, strach, lęk, wstręt, wstyd, zażenowanie. Zastanawia mnie po raz kolejny myśl, jakby wyglądało moje życie, gdybym był trzeźwy, jakie bym podejmował decyzje, gdzie bym się teraz znajdował, jakim bym był człowiekiem. Teraz jednak życie dało mi szansę, abym spróbował zobaczyć, poczuć jak to jest i teraz wszystko zależy ode mnie w jakim kierunku pójdę, czy będę walczyć o dni trzeźwości, czy ulegnę pokusie.

          Wydawało mi się, że wszystko kontroluję i że to jest normalne, że sobie wypiję. Byłem do tego tak przyzwyczajony, że nie widziałem w tym problemu. Pomimo różnych uwag żony nic sobie z tego nie robiłem. Nie dopuszczałem do siebie myśli, że mam problem z alkoholem i tylko mówiłem do żony – a ty. Wydawało mi się, że wszyscy piją i jest to normalne. Myślałem sobie zawsze, że tylko Ci którzy nie radzą sobie w życiu to oni mają problem i powinni się leczyć, ale ja nie muszę, bo przecież wszystko kontroluję, a że od czasu do czasu coś odwalę to może się zdarzyć każdemu, Nikt przecież nie jest idealny i każdy ma tam jakieś problemy w życiu i każdy pije i sobie z tym radzi na swój sposób. Mnie leczenie nie jest potrzebne – tak myślałem i tłumaczyłem sobie, że jak będę musiał nie pić, to nie będę, ale piję bo tak jest przecież przyjemniej. Po co się męczyć, w końcu coś mi się należy od tego życia, tak sobie mówiłem. Przekonanie to było tak wielkie w środku mnie, które zresztą budowałem mocniej i mocniej każdego roku, że nie potrafiłem, nie umiałem, a przede wszystkim nie chciałem wyjść z siebie i zobaczyć jak wygląda tak naprawdę moje życie. Teraz z dnia na dzień, podczas terapii  powoli zaczynam to dostrzegać i widzieć co robiłem. Pomagają mi w tym terapeuci i prace, które piszę i to właśnie one pozwalają mi zrozumieć jakim  byłem człowiekiem, a jakim mógłbym być.

          Obecnie moje cele są małe, gdyż mam problem z planowaniem na dłuższy czas. Jak  zaplanuję coś długoterminowo, to zaczynam w to wątpić po kilku dniach. Nie czuję się na siłach w tej chwili, żebym mógł obrać jakiś większy cel, dlatego moje cele w tej chwili są małe, np. chodzenie na siłownie, jiu jitsu. W tym momencie nie jestem w stanie powiedzieć, czy wrócę z powrotem do Szkocji, czy będę próbować przedłużyć terapię. Boję się, że jak wrócę za granicę to zacznę pić, gdyż tak naprawdę będę tam sam. Ciężko mi jest teraz myśleć pozytywnie o tym powrocie. Następnym pozytywnym aspektem, może być pomoc bliskim, jak np. sprzątanie domków letniskowych i ich malowanie. Jak będę miał trochę więcej czasu wolnego, gdyż na ten moment mój grafik jest mocno napięty, to będę odwiedzał znajomych i dziadka. Planuje również w najbliższym czasie skoncentrować się bardziej nad moją przyszłością – co będę robić (powrót do kraju, czy podjęcie pracy wieczorami w Polsce i uczęszczanie na terapię). Chcę więcej czasu poświęcić na to, żeby się zastanowić jak bezpiecznie może wyglądać moje życie w trzeźwości.

          Na myśl nasuwa mi się od razu, że czeka mnie wiele nieustannej pracy nad sobą i jeżeli uda mi się już osiągnąć stan trzeźwości, to tak naprawdę będzie to dla mnie  dopiero początek tej walki o utrzymanie trzeźwości. Tak jak zawsze sobie myślałem i mówiłem, że jak będę chciał nie pić to nie będę i już, to teraz wiem, że tak nie jest i że nie jest to wcale takie proste. Ciężko jest mi wyjść z przekonania, w którym tkwiłem całe moje życie i ciężko pracowałem nad jego budową. Chciałbym jednak skupić się nad jego obaleniem i spróbować poznać swoje prawdziwe ja. Wiem, że we mnie jest, jednakże zawsze je tłumiłem alkoholem. Teraz po prostu muszę chcieć mu pozwolić ze mnie wyjść i pozwolić żyć w trzeźwości. Chcę dojść do zgody z samym sobą i obrać to jako mój najważniejszy cel – trzeźwość.

MZK