…Chciałem stworzyć sobie iluzję ojca dbającego o rodzinę….

Jak picie alkoholu wpłynęło na moje życie rodzinne?

Proszę podać specyficzne przykłady  pokazujące wpływ Pana picia na osoby z najbliższego otoczenia.

– Kiedy zapiłem, zamykałem się u siebie w biurze i odsypiałem pijaństwo, kiedy żona lub syn dobijali się do drzwi ja nie otwierałem i nie odzywałem się.

– Jeśli wracałem z biura pijany,  to na tyle późno, żeby być pewnym, że T*** już śpi.

– Unikałem kontaktu z żoną i dziećmi, kiedy byłem pod wpływem  alkoholu.  Było mi wstyd i jeśli nie byłem w biurze, to uciekałem do swojego pokoju i zamykałem się. Natychmiast szedłem spać, żeby nie musieć z nikim rozmawiać.

– Wyłączałem telefon, aby nikt nie wiedział w jakim jestem stanie, zarówno nikt z rodziny jak i ludzi,  z którymi współpracowałem. Później kłamałem, że wyłączałem telefon, żeby mnie ktoś rozpraszał, a miałem dużo pracy, na której chciałem się skoncentrować.

– Po wytrzeźwieni unikałem rozmów na temat mojego pijaństwa. Jeżeli któryś z synów zwracał mi uwagę, gasiłem go odzywką  w stylu, że to nie jego sprawa i ma się gówniarz nie wtrącać.

– Swoje pijaństwo próbowałem przykryć kupując żonie i synom co tylko zechcą, a nawet sam wyszukiwałem co im kupić, żeby stworzyć sobie iluzję ojca dbającego o rodzinę.

– W miarę jak synowie dorastali, zwłaszcza M***, przestawałem się interesować ich sprawami. Tłumaczyłem to sobie i im, że jestem nowoczesnym i tolerancyjnym ojcem, który  pozwala im na własne życie.

Moje zachowania na pewno bardzo źle wpływało na rodzinę, szczególnie na T***, który był bardzo wrażliwym dzieckiem i dla którego ja zawsze byłem tym, na kogo mógł liczyć. Moje picie wywoływało w nim strach, rozczarowanie a może nawet i rozpacz, z czasem złość i chęć położenia temu kresu. M*** raczej mniej przeżywał takie sytuacje, ale też moje zapicia kilkudniowe zaczęły się kiedy był już starszy, więc nie okazywał tego tak mocno. Niemniej na pewno również czuł zawód i rozczarowanie mną i moim piciem. Żona na pewno również się złościła i denerwowała, moje odcinanie się od świata na kilka dni musiało we wszystkich wywoływać złość i poczucie bezsilności.

          Moje picie wyglądało w ten sposób, że kiedy zaczynałem pić, to piłem przez kilka dni. Najczęściej zaczynałem w piątek i piłem do niedzieli właściwie na umór. Następnie od poniedziałku zaczynałem tzw. wychodzenie z kaca poprzez picie przez kolejne dni o połowę mniej zwykle w poniedziałek 8 piw we wtorek 4 i w środę 2. Po czymś takim, przez kilka tygodni najpierw nie piłem w ogóle, później zaczynałem „próbować się” i przekonywać, że mogę wypić i nie wpaść w ciąg alkoholowy, więc zaczynałem pić  najpierw po dwa trzy piwa  i kiedy  wytworzyłem sobie iluzję, że mogę pić w sposób kontrolowany znowu wpadałem w ciąg kilkudniowy. Próbując utrzymać jak najdłużej iluzję, że nie jestem uzależniony od alkoholu, raczej starałem się, oczywiście kiedy byłem trzeźwy, brać na siebie jak najwięcej obowiązków i, przynajmniej jeśli idzie o T***, to raczej spowodowałem, że stał się mało samodzielny. Starałem się nadrobić swoje pijaństwo poprzez nadmierną troskliwość, robienie wszystkiego i dla wszystkich.

Jeśli idzie o przerzucanie obowiązków, to  w okresach mojego zapicia, rzeczy które zwykle ja robiłem robiła moja zona. To na przykład sytuacja kiedy zachlałem i nie poszedłem z T*** na odczulanie, albo na wywiadówkę. Jako jedyny kierowca w domu jeździłem zwyczajowo na zakupy zwłaszcza te większe, a kiedy chlałem, żona chodziła do sklepu i później wracała z siatami ze sklepu.

       Proszę napisać, jakich usprawiedliwień dla nadużywania alkoholu poszukiwał Pan w sytuacjach rodzinnych.

          W moim przypadku to były przede wszystkim pretensje do żony. Zawsze widziałem jej picie, a swoje przy tym minimalizowałem i uważałem, że skoro ona zapiła, to teraz mnie się należy, skoro to zwykle ja zajmuję się w domu, poza gotowaniem, właściwie wszystkim, to mi się należy. Zarzucałem jej, że skoncentrowała się na sobie, nie zajmuje się rodziną, nie stara się stworzyć atmosfery rodzinnej, wykonuje domowe obowiązki tylko te, na które ma ochotę i lubi itd. Widzę teraz, że tak naprawdę była to dla mnie alkoholika sytuacja właściwie idealna, bo przecież  to ona jako matka i żona powinna dbać o rodzinę, a ja zamiast spróbować jakoś naprawić i uporządkować nasze relacje, używałem ich jako pretekstu do picia, do tego tworząc sobie iluzję tego lepszego rodzica, który tylko czasami musi odreagować branie na siebie wszystkich obowiązków, bo mi się to przecież należy.

          Rodzina raczej nie ukrywała mojego picia. Ponieważ moje małżeństwo było związkiem dwojga ludzi nadużywających alkoholu, raczej obustronnie panowała zasada czarnego PR’u, wobec drugiej strony. Dlatego zwykle moja żona wykorzystywała moje zapicie, żeby dzwonić po bliższej i dalszej rodzinie oraz znajomych i opowiadać o tym, że jestem pijany. Później to ona miała możliwość usprawiedliwiania swojego picia. Następnie ja oburzałem się, że swoje brudy pierze się w swoim domu i też miałem wytłumaczenie do picia. Jeśli idzie o synów to jak pisałem wcześniej, w bezpośrednich rozmowach raczej ich gasiłem, żeby się nie wtrącali, więc przy okazji jakiś większych spotkań rodzinnych, wyciągali moje pijaństwo, chcąc w ten sposób zawstydzić mnie i zmusić refleksji, co ja oczywiście odbierałem jako niesprawiedliwe i traktowałem jako kolejny powód do picia.

          Największym problemem było to, że zapijałem przez kilka dni i zamykałem się w biurze. Nie było ze mną żadnego kontaktu. Oczywiście w tym czasie nie robiłem właściwie nic poza piciem, więc nie zajmowałem się też rodziną i obowiązkami domowymi. Takie zachowanie bardzo denerwowało zarówno żonę, która wtedy przejmowała obowiązki, które zwykle ja wykonywałem oraz synów, szczególnie T*** który bardzo się denerwował tym , że ojciec, który zwykle był jego oparciem i osobą, która o niego dba, nagle znikał i się nie odzywał. Kiedyś stwierdził, że bał się, czy nie zapiłem się na śmierć. T***  kiedy widział, że dzień wcześniej zapiłem, domyślał się, że jak pójdę do biura to zacznę pić na klina i znowu się upiję, więc chował mi klucze i portfel, żebym został w domu i porządnie wytrzeźwiał, jednak ja zawsze znalazłem sposób żeby się napić.

          Żona tak jak pisałem wcześniej, wykorzystywała moje picie do swoich celów. Zaraz po moim zapiciu oczywiście miała do mnie pretensje, ale szybko sama później piła i miała wytłumaczenie. Natomiast synowie w miarę jak dorastali, coraz częściej mówili mi o tym, że mam problem z alkoholem, co ja oczywiście zbywałem „nie twoja sprawa gówniarzu”. Prowadziło to do tego, że nasze relacje, które kiedyś były bardzo dobre, stawały się coraz bardziej powierzchowne, sztuczne i wymuszone. Synowie próbowali wywołać we mnie poczucie wstydu, wypominając picie podczas spotkań rodzinnych, szczególnie z udziałem moich rodziców i braci. W ostatni czasie, kiedy T*** był już na tyle duży, widząc, że zaczynam wpadać w ciąg picia, zaczął chować mi portfel, klucze do biura, żebym po przebudzeniu nie poszedł po piwo na kaca i znowu się upił.

Jeśli idzie o moich rodziców i braci, to unikałem z nimi kontaktu kiedy byłem w ciągu alkoholowym. Oczywiście zdawali sobie sprawę z tego, że piję. Jak pisałem, moja żona telefonicznie informowała ich o tym, że zapiłem, ale ponieważ ona również nadużywała alkoholu,  uznawali ,że ona przesadza ze swoim piciem i teraz próbuje się wybielać wyolbrzymiając moje picie. Zresztą ja później, kiedy wytrzeźwiałem również to potwierdzałem. Rozmawiając z nimi bagatelizowałem swoje picie mówiąc, że wcale tak dużo nie wypiłem ale jak zwykle żona urządza teatrzyk mający przysłonić jej picie. Myślę, że szczególnie dla rodziców też było po prostu wygodniej widzieć picie mojej żony niż moje.

          Okazywanie uczuć zawsze było moją słabą stroną. Nie jestem osobą wylewną i w czasie picia uciekałem w samotność. Czas na okazywanie przychodził kiedy wytrzeźwiałem i chciałem jakoś odpokutować swoje pijaństwo.  Wtedy starałem się spędzać więcej czasu z rodziną. Momentami stawałem się zbyt czuły i wylewny, wzruszałem się byle pierdołą i dużo przepraszałem. Oczywiście tak jak pisałem wcześniej próbowałem „kupić” sobie ich wybaczenie i przychylność różnymi prezentami i spełnianiem ich zachcianek. Jeśli idzie o żonę i M***, to myślę, że z czasem przyzwyczaili się do tego i trochę zaczęli to wykorzystywać i prosić o kupienie czegoś w momencie mojego tzw. moralniaka. Jeśli idzie o T*** to on nie chciał żeby mu cokolwiek kupować i niekiedy dość ostentacyjnie odmawiał przyjmował wszelkich prezentów, nie chciał żeby gdziekolwiek go zabierać itp. Wtedy oczywiście ja byłem na niego zły, że jest rozpuszczony nic mu nie pasuje, nie chce mu się ruszyć np. do kina czy galerii itp. Nie chciałem zobaczyć, że w ten sposób okazuje mi swoją dezaprobatę wobec mojego picia i że nie da się tego odkupić materialnie.

          Być dobrym ojcem to być ostoją dla swoich dzieci,  do której mogą oni zawsze zwrócić. Kimś, na kogo zawsze mogą liczyć. To bycie również kimś, kto potrafi spędzać czas z dziećmi, bawić się z nimi, kiedy są małe oraz pomagać realizować im ich plany, pasje i zainteresowania kiedy są już duże i dorosłe. Bycie dobrym ojcem to także dbanie o ich byt materialny, ale też dbanie o ich uczucia i emocje. Kiedy dorastają, pozwolenia na wybór swojego zawodu, pracy partnerki życiowej, dzieleniu się swoim doświadczeniem i może podpowiadaniu, ale bez narzucania.

          Bycie dobrym partnerem to przede wszystkim być kimś, komu można zaufać i na kim można polegać. Kimś kto stanowi oparcie i uzupełnienie, w chwilach trudnych, ale też kimś kto potrafi postawić granicę, zwrócić uwagę czy wręcz wstrząsnąć i wyprostować kiedy jest taka potrzeba. Być kimś, kto nie ocenia partnerki, ale mówi kiedy mu coś przeszkadza. Ważne jest aby być partnerem otwartym na uczucia drugiej strony, ale jednocześnie nie próbować zająć jej całego świata i nie podporządkować całego swojego świata wobec niej, mieć swoje zainteresowani i pozwolić realizować partnerce jej zainteresowania. Próbować uczestniczyć w jej pasjach, tych dobrych i zdrowych. Za to w tych złych i chorych, takich jak picie alkoholu, zauważać ich zgubny skutek, zamiast samemu w nich tkwić i brnąć.

          Bycie dobrym synem na dzisiaj dla mnie, to okazywanie szacunku i pamięci rodzicom, poświęcanie im uwagi, której teraz bardzo potrzebują, ponieważ coraz bardziej czują się spychani na bok, trochę zagubieni w świecie nowych technologii, których nie są w stanie przyswoić.

Co Pana zdaniem buduje i umacnia rodzinę?

          Myślę, że bardzo ważne jest poczucie wspólnoty, wynikające z dążenia do wspólnych celów, spełniania wspólnych planów i zamiarów, wzajemne dbanie o siebie i wspieranie. Dla mnie chyba najważniejsze jest wzajemne zaufanie i poczucie swojego rodzaju wspólnoty, wynikające ze wspólnego przezwyciężania problemów, niezależnie od tego, jakie mamy do siebie pretensje, to w sytuacji kryzysowej zawsze jesteśmy obok siebie i stajemy jedno za drugim. Paradoksalnie, mam na przykład wrażenie, że niedobór pieniędzy i konieczność wspólnego oszczędzania i planowania wydatków bardziej spaja rodzinę niż brak problemów z pieniędzmi i niedbanie o wydatki. 

W chwili obecnej  najważniejsze jest dla mnie aby budować relacje z synami, którzy dorośli i zaczęli lub zaczynają życie na własny rachunek, a ja muszę się jakoś na nowo, trochę z boku, znaleźć się w tej sytuacji. Staram się sam rozwijać nowe pasje, zainteresowania i hobby i próbuję ich nimi zainteresować, mimo, że na razie nie bardzo mi to wychodzi, to chcę chociaż mieć o czym z nimi rozmawiać,  mieć coś ciekawego do powiedzenia.

          Jeśli idzie o moje z żoną, to mogę mówić tylko o tym, co mogłem zrobić wiele lat temu. Dziś uważam że, od początku nasz związek tak naprawdę opierał się na alkoholu. Początkowo bardzo podobało mi się, że razem chodzimy na piwo i imprezy. Później, zwłaszcza po urodzeniu T***, picie żony zaczynało mi przeszkadzać, ale zamiast porozmawiać z nią o tym, spróbować wpłynąć jakoś na jej postępowanie, wolałem wykorzystać do budowania własnego obrazu super ojca i biednego poszkodowanego męża. W gruncie rzeczy było to dla mnie bardzo wygodne i łatwe, a iluzję bycia lepszym w tym związku wykorzystywałem później jako pretekst i usprawiedliwienie do picia i sam z czasem piłem coraz więcej i częściej.

          Moje dzieci są już dorosłe. M*** już praktycznie zakłada swoją rodzinę, a T*** w październiku wyjedzie na studia i też już pójdzie w swoją stronę. Oczywiście chcę uczestniczyć w ich życiu, ale zdaję sobie sprawę, że będę w ich życiu coraz bardziej zbędny. Dlatego teraz staram się rozwijać u siebie zainteresowania takie jak morsowanie, żeglarstwo itp. licząc że może coś z tego ich zainteresuje i będziemy mieć jakieś wspólne hobby, które będziemy mogli dzielić.

Bardzo chciałbym doczekać się wnuków, i to póki jeszcze jestem w miarę sprawny fizycznie i umysłowo, bo to byłaby okazja, abym znów mógłbym być potrzebny i  poczuć się częścią rodziny.

Jeśli idzie o moje relacje z żoną, to w chwili obecnej uważam, że najlepszym rozwiązaniem jest nasz rozwód. Wzajemne żale i pretensje są już tak duże, że nie ma sensu brnąć w to dalej. Poza tym dla mojego trzeźwienia uważam to za bezwzględnie konieczne, ponieważ związek z osobą nadużywającą alkohol skończyłby się dla mnie katastrofą.

Będę  starał się jednak zachować możliwie jak najlepsze relacje między nami, tak by nie wpływało to na nasze dzieci jak i później ich dzieci. Niemniej ograniczę nasze kontakty do niezbędnego minimum.

Jeśli idzie o relacje z rodzicami i braćmi oraz ich rodzinami, postaram się utrzymać dobre i obecnie raczej częste relacje, może nieco częściej widywać się lub rozmawiać telefonicznie ze średnim z bratem, z którym kontaktuję się dość rzadko. Udało mi się chyba dość dobrze uczulić ich na to, by unikali spożywania alkoholu w mojej obecności, więc możemy spotykać się i rozmawiać bez zafałszowania jakie niesie ze sobą pijaństwo.

          Po napisaniu pracy mam poczucie żalu do samego siebie, o to, że nie potrafiłem zbudować rodziny w taki sposób, jak wyobrażałem sobie dobrą rodzinę. Zdaję sobie sprawę, że ponoszę odpowiedzialność za to, ponieważ pozwoliłem aby alkohol kierował mną i podporządkował sobie moje decyzji, zachowania i dążenia. Nie umiałem właściwie zareagować, podjąć jakichś działań w związku z piciem żony, a wolałem je wykorzystać jako uzasadnienie do własnego picia. Mam jednak poczucie, że jednak w końcu podjąłem właściwe decyzje, przerwałem toksyczny związek, podjąłem terapię i staram się budować na nowo relacje z synami, w sposób zdrowy, bo bez alkoholu i uczciwy bo przyznałem się przed sobą i przed innymi, że to ja, jako alkoholik odpowiadam, jeśli nawet nie w całości, to w dużej części za rozpad rodziny.

A.