Nic nie stoi na przeszkodzie by być lepszym dziś od siebie samego z wczoraj….

Rodzina jest dla mnie najcenniejszą z wartości, jest dla mnie niczym płótno dla artysty często kreśląc nieudolny szkic wspólnie tworzymy końcowe arcydzieło.

Teraz podczas mojej abstynencji dostrzegam, ile krzywd wyrządziłem moim najbliższym. Niejednokrotnie wracałem z pracy pijany, najczęściej zdarzało się to po nockach, jechaliśmy wtedy na stacje paliw, gdzie wypijaliśmy alkohol, żona w takich chwilach, gdy zgubiłem poczucie czasu dzwoniła do mnie dziesiątki razy martwiąc się co się ze mną dzieje, a ja nie odbierałem mając wyciszony telefon. Wracałem również z meczy pod wpływem alkoholu, po meczu z chłopakami szliśmy do baru najczęściej ugościć naszych kolegów, którzy przyjechali z innej miejscowości by nas wspierać na trybunach bądź wracając z wyjazdowego spotkania pijąc już w drodze powrotnej. Za każdym razem żona miała ogromne nerwy, bała się o to czy w ogóle wrócę i w jakim stanie pomimo tego, iż obiecałem, że nie będę pił. Inną sytuacją było moje zalewanie każdych problemów w momencie, gdy ten się tylko pojawiał na horyzoncie. Wielokrotnie żona prosiła bym zaczekał na nią aż wróci z pracy, bo musimy porozmawiać z nadzieją, że spełnię jej prośbę, a ja wyczuwając napięcie, piłem alkohol i albo już spałem, gdy wróciła kompletnie pijanym albo nie zdążyłem zasnąć i się zataczałem. Obrywało się mojej żonie słownie, gdy tylko zaczęła zwracać mi uwagę na to, iż kolejny raz ją zawiodłem. Obrywało się również moim rodzicom, którzy próbowali przemówić mi do rozsądku, gdy dowiedzieli się, że żona spakowała się i wyjechała do rodziców. Kompletnie pijany nie chciałem ich słuchać zwalając całą winę na żonę i robiąc z siebie ofiarę. Często kłóciłem się z ojcem, bo tylko on miał na tyle odwagi, by zwracać mi uwagę, że znów jestem pijany a ja wytykając mu jego błędy z przeszłości zwalałem na niego winę, że taki dał mi przykład. Obrywało się również rodzinie mojej żony, ponieważ w tych chwilach jej wyprowadzek sypiała u teściów a ja potrafiłem pijany przyjechać i urządzić awanturę. Potrafiłem również krzywdzić słowami teściową, że źle wychowała córkę, bo jest taka sama jak jej matka. Teraz gdy jestem w abstynencji dostrzegam wszystkie rany jakie zadałem. Staram się odbudować relacje z najbliższymi. Dzięki Bogu, nikt z mojej rodziny, pomimo tych wszystkich krzywd mnie nie skreślił. Wiem, że czeka mnie bardzo długa droga by odbudować zaufanie, które stracili do mnie, lecz jestem na to gotów, bo pragnę by moja żona miała wspaniałego męża, rodzice syna, a teściowie pewność, że ich córka i wnuczki są szczęśliwe.

Jak już wspomniałem w momencie, gdy moje dzieci wyjeżdżały na wakacje bądź weekendy pozwalałem sobie na picie alkoholu w ciągu dnia. W takich chwilach zwalałem wszelkie swoje obowiązki, zdarzało się tak, iż będąc pod wpływem alkoholu zamiast zająć się obowiązkami domowymi, wysprzątać i ugotować obiad dla żony, która wróci z głodna w pracy byłem już tak pijany, że spałem. Żona sama musiała zająć się gotowaniem i sprzątaniem, bo nie byłem w stanie nic zrobić. Oczywiście wszystko ma swoje granice, tak ,jak i wytrzymałość mojej żony pobłażanie i przymykanie oczu na moje pijackie olewactwo. W okresie ostatniego roku mojego nadużywania alkoholu żonie również przestało zależeć na tym, by akceptować mój alkoholizm i nie ruszyła palcem, dopóki nie wytrzeźwiałem i w męczarniach sam dokończyłem to, co było moim obowiązkiem. Wtedy nie potrafiłem zrozumieć jej zachowania. Dziś wiem, iż chciała bym był słowny, bym brał odpowiedzialność za swoje czyny, przestał myśleć tylko o sobie i zwalać na nią obowiązki.

Każde swoje kolejne picie potrafiłem usprawiedliwić, odwrócić sytuację tak, by wyszło na moje. Problemy, które nadto wyolbrzymiałem pod wpływem swojego zdenerwowania z powodu braku alkoholu we krwi, dawały mi za każdym razem powód do kolejnego picia. Wychowywanie dzieci wiąże się z ogromną cierpliwością, tym bardziej dwójki dzieci w przybliżonym wieku, gdzie różnica charakteru odgrywa szczególną rolę w ich  wzajemnym relacjach. Nigdy nie piłem będąc jedynym opiekunem, aczkolwiek brak mojego uspokajacza jakim był alkohol, wiązał się z tym w, iż byłem tak zdenerwowany, że odliczałem czas z zegarkiem w ręku do momentu, aż przyjdzie wieczór, dziewczyny zasną i będę mógł wypić alkohol.

Za każdym razem, gdy byłem pijany, byłem również krytykowany przez K*. Najczęściej krytykowane były moje powroty z pracy pod wpływem alkoholu. Oczywiście była ona jak najbardziej na miejscu, czego totalnie wtedy nie rozumiałem. W moim mniemaniu normalnym było wypić setkę po pracy, po ciężkiej nocce i dopić w domu piwo na lepszy sen. Nie dostrzegałem tego, iż zapadałem w totalne wyłączenie, gdy zasypiałem i za żadne skarby nie można było mnie wtedy dobudzić. Dzięki Bogu nie było nigdy sytuacji, w której coś by się stało a ja spałem odcięty od świata, bo nigdy bym sobie tego nie wybaczył.

Sposób w jaki zachowywałem się wobec mojej rodziny będąc pod wpływem alkoholu zawsze już pozostanie głęboką raną w moim sercu. Początkowo, gdy jeszcze nie piłem notorycznie, moje zachowanie było łagodne, uważane przez żonę za śmieszne. Na przykład momenty, w których plątał mi się język, wtedy jeszcze nie miałem problemu z nałogowym piciem, aczkolwiek ostatni rok to nieustanna słowna przepychanka pomiędzy nami. Dochodziło do tego, iż wybuchałem, wpadałem w furię i agresję słowną. Nie rozumiałem żony, było to odbierane jako czepianie się mojej osoby, mimo iż K* zawsze chciała dla mnie dobrze. Z początku były to przepychanki słowne i obrażanie się. Doszło do paru chwilowych wyprowadzek mojej żony, która z czasem przestała reagować na moje picie. Traktowała mnie jak ducha, a to jeszcze bardziej bolało niż jakakolwiek sprzeczka. Dziś wiem, że byłem zwykłym chamem, moje zachowanie było karygodne. Staram się każdego dnia budować to, co rozsypałem, już dziś widzę ogromną różnicę w naszej relacji na lepsze.

Wiem, powtórzę się po raz N-ty z tym hamulcem alkoholowym, którym były moje dzieci, są dla mnie całym moim światem. Jestem wychowany przez mamę w sposób, iż zawsze okazywała mi uczucia i emocje. To samo staram się wpoić swoim córkom, więc nie było dnia, gdy byłem w domu oczywiście nie w pracy, abym nie okazywał córkom miłości i nie powiedział w ciągu dnia, że je kocham. Mamy swoją regułkę na dobranoc, którą za dzieciaka mówiłem z własną mamą przed snem i tą samą regułkę przed snem mówimy z córkami. Jeśli chodzi o moje małżeństwo oczywiście jest ta sama regułka przed zaśnięciem. Gdy jeszcze nie piłem, nawet gdy zdarzało się nam posprzeczać i zasnąć posprzeczanym, żona przyznawała się, że nie chce mówić, że mnie kocha, aczkolwiek zawsze robi to w myślach. W momentach, gdy nadużywałem alkoholu po kłótniach z żoną sypialiśmy osobno, więc nie było mowy o jakichkolwiek uczuciach z mojej strony. Było to tak głęboko schowane i zalane alkoholem, iż nie czułem nic prócz robienia z siebie ofiary.

Być dobrym ojcem oznacza bycie zaangażowanym w wychowanie swoich dzieci, bycie wsparciem dla nich w trudnych chwilach, cieszyć się sukcesami i ocierać łzy przy porażkach. Bycie dobrym ojcem oznacza również wzór do naśladowania, stabilność dla rodziny i jej fundament. Ojciec to pierwsza miłość córki.

Być dobrym mężem oznacza być osobą odpowiedzialną, wyrozumiałą, szczerą, pokazującą uczucia, wyrażającą je chociażby drobnymi gestami. Związek opiera się na zaufaniu i partnerstwie w każdych życiowych obowiązkach.

Być dobrym synem oznacza bycie wdzięcznym rodzicom za trud jaki włożyli w nasze wychowanie, podzięka i szacunek, oznacza to również bycie częścią tej rodziny. Mam świadomość tego, iż wiele tych czynników tworzących termin dobrego męża i syna zniszczyłem swoim pijackim chamstwem i arogancją. Abstynencja otworzyła mi oczy na moje zachowanie, którego się wstydzę, a zarazem brzydzę. Staram się krok po kroku posklejać i odbudować relacje i zaufanie z żoną i rodzicami i mimo, iż ja wykonałem parę drobnych kroków to dla mojego małżeństwa jest to ogromny skok. Uważam się jednocześnie za dobrego ojca, jednak nic nie stoi na przeszkodzie by być lepszym dziś od siebie samego z wczoraj. Do tego także zdążę i staram się ze wszystkich sił.

Uczucia i poświęcenie. Miłość, której towarzyszy szczerość, zaufanie, uczciwość i zrozumienie, lecz nie tylko na samych uczuciach buduje się rodzinę. Kocham Cię to 2 proste słowa, wyrażane za pomocą serca tworzą miłość miarą, której jest poświęcenie. Rodzinę budują również twarde wzorce godne naśladowania, fundamenty w postaci rodziców, troska, wsparcie, poczucie obowiązku i odpowiedzialności za najbliższych, każdy chciałby chyba tego, by to było proste. By stworzyć rodzinę i wprowadzać zachowania z definicji książkowych, lecz niestety tak nie jest. Przede wszystkim zacząłem od siebie, bo tylko w taki sposób mogę walczyć o rodzinę.

Przede wszystkim chciałbym zrozumieć sam siebie, odbudować swoją psychikę na tyle, by móc jeszcze bardziej budować relacje z żoną. Wszystko u mnie w małżeństwie powraca stopniowo do tego, co było przed moją chorobą. Powoli wszystko zaczyna toczyć się w odpowiednim kierunku. Tak jak wspomniałem, wykonaliśmy już ogromny skok w przód, więc niepotrzebne są zmiany, lecz umacnianie tego co już zaczyna się budować.

Zastanawiam się cały czas co mógłbym zrobić więcej by moja rodzina funkcjonowała inaczej. Dzięki mojej walce o samego siebie i abstynencji już funkcjonuje inaczej. Wiem, że długa i mozolna droga przede mną ale nie zamierzam zaprzepaścić tej już naprawdę ostatniej szansy.

Jest to dla mnie najcięższa praca jaką dotychczas pisałem. Temat rodziny jest dla mnie tak długi jak rzeka, to zbiór wszystkich dotychczasowych uczuć i emocji jakie odczuwałem w życiu, nawet tych, których sam nie potrafią opisać i uzasadnić. Rodzina jest dla mnie najcenniejszą z wartości, bez niej byłbym pusty jak wydmuszka. Pierwsza na tyle emocjonalna praca, iż nie obyło się bez łez. Wiem jedno– teraz w momencie abstynencji przejrzałem na oczy i widzę jakim skończonym kretynem byłem, alkohol totalnie namieszał w moich emocjach i sprawiał irracjonalne myślenie. To K* próbowała mnie usprawiedliwiać przed samą sobą, to Ona dawała mi kolejną szansę i kolejną ostatnią szansę. To moja żona wspierała mnie jak nikt na świecie. Za każdym razem wyciągając totalnego bagna, to Jej miłość sprawiła, że nie zgubiłem się do końca w tym labiryncie alkoholu. Pragnę być lepszym mężem, synem i ojcem, chcę dać rodzinie tyle radości, co mi za dzieciaka trzepak.

Czarny