Teraz zaczynam rozumieć, że silny ja - to silna moja rodzina. ...

Szukałem okazji – kiedy jechałem na zakupy to do produktów spożywczych dorzucałem ćwiartkę i piwo. Gdy wjeżdżałem na stację paliw, do paliwa dokupowałem ćwiartkę i piwo. Gdy jechałem załatwić sprawę w urzędzie w Inowrocławiu wracając kupowałem ćwiartkę i piwo. Gdy brakowało węgla do palenia jechałem zamówić lub kupowałem cztery worki i wracając kupowałem ćwiartkę i piwo. Gdy wracałem z pracy też wykorzystywałem sytuację i kupowałem wódkę lub piwo. Każdy mój wyjazd z domu traktowałem jako okazję. Ukrywałem alkohol. Zakupiony alkohol w wyżej wymienionych sytuacjach po powrocie do domu, wódkę chowałem w garażu, a piwo brałem do domu twierdząc, że piwo to nie alkohol. Kiedy nie było nikogo w domu to chowałem też pod wannę w łazience. Wieczorem jak się kąpałem mogłem się napić. Planowałem picie. Umówiłem się z teściem, że pomogę mu pociąć drzewo w sobotę. Wiedziałem, że po pracy będziemy pić. Wracając w tygodniu z pracy zostawiam zawsze plecak w garażu, ponieważ czuć go pracą. Często w tym plecaku miałem alkohol, który chowałem w garażu z myślą żebym miał na weekend. Utrzymywałem kontakty ze względu na alkohol. Jednym z takich przykładów może być mój były sąsiad, z którym nie lubiłem za bardzo rozmawiać. Gadał bez sensu, ale utrzymywałem z nim kontakt, bo nigdy nie przyszedł z pustymi rękami zawsze z jakimś alkoholem odwiedzał mnie regularnie 1 lub 2 razy w tygodniu. Poza tym lubiłem spotkać się ze szwagrem, porozmawiać, wypić flaszkę. Pomagaliśmy sobie nawzajem, na przykład przy samochodach. Z biegiem czasu wyprowadziłem się na bloku z powodu zmiany pracy. Chciałem żeby żona miała lżej jak mnie nie będzie. Straciłem sąsiada do picia, teść odszedł, a ze szwagrem rozmawiam tylko służbowo. Kolegów spod sklepu nie brałem pod uwagę, bo na nikim nie mogłem polegać.  Nie przygotowywałem się do picia. Na weekend starałem się coś wcześniej kupić. Jeżeli chodzi o pieniądze, ja opłacałem rachunki. Nieraz robiłem sam zakupy- tak, że miałem możliwość kupienia określonej ilości alkoholu na weekend i go schować. Mieliśmy wspólny rachunek bankowy, a pieniędzy starczało na wszystko. Jeżeli wiedziałem, że będzie grubo, jakaś impreza okolicznościowa, urodziny w niedzielę to starałem się zawczasu brać wolne na poniedziałek. 

Na rzecz alkoholu zrezygnowałem nieraz ze spotkań rodzinnych. Wiedziałem, że nie będzie tam alkoholu i wolałem zostać w domu. Wtedy żona jechała sama z dziećmi, a ja sam kombinowałem, jak się napić. Nawet najprostsze czynności typu mycie czy golenie nieraz stanowiły dla mnie problem i przekładałem je na kolejny dzień. Pisząc pracę nr 2 zauważyłem, że poświęciłem znaczną część swojego życia dla alkoholu. Na pewno zrezygnowałem też z samorozwoju i przede wszystkim z samego siebie nie zauważając co odebrał mi alkohol. Teraz zaczynam rozumieć, że silny ja – to silna moja rodzina. 

Rodzina, dzieci i żona to dla mnie najważniejsze wartości. Nie wyobrażam sobie życia bez nich. Oddalałem się od nich. Teraz muszę ciężko pracować żeby pomału odbudować relacje między nami. Niszczyłem zdrowie, nieraz doprowadzając swój organizm do granic wytrzymałości. W ciągu alkoholowym potrafiłem nie jeść kilka dni. Te dwie wartości są dla mnie najważniejsze, ale podczas picia zapomniałem chyba o wszystkich. 

Wydaje mi się, że jestem wrażliwym człowiekiem. Alkohol nieraz powodował, że rozklejałem się i popłakiwałem w samotności albo w ukryciu przed dziećmi.

Gdy trzeźwiałem współczułem żonie i podziwiałem ją, że ma tyle w sobie cierpliwość. Nieraz płakała z mojego powodu, że jestem pijany i dzieci widzą mnie w takim stanie. Jechała wtedy do mamy na noc z dziećmi. Mimo to jest ze mną i wspiera mnie. Odnośnie przeżywania wzruszeń, gdy oglądam jakiś uczuciowy film czy reportaż albo stare zdjęcia – moje wesele zdarza mi się, że zakręci się łezka w oku. Na pogrzebie teścia też nie ukrywałem łez. 

Gdy byłem młodszy miałem kilka zajęć pasji – na przykład łowienie ryb, motocykle. Lubiłem jeździć i je naprawiać. Później samochody, proste naprawy, typu wymiana klocków, oleju, filtrów. Sprawiało mi przyjemność. Lubiłem też jeździć rowerem. Z czasem zacząłem się wypalać przez alkohol. Zostało mi tylko dbać o auto, a tę czynność traktuję teraz jak obowiązek, a nie przyjemność bo nie mam w chwili obecnej prawa jazdy. Teraz dzieci dostarczają mi radości i mam nadzieję, że to się nie zmieni. 

Głód alkoholowy jest silną potrzebą wypicia, dla której jesteśmy gotowi zrobić praktycznie wszystko. U mnie głód alkoholowy objawiał się w parze z narastającymi problemami, które sam sobie stworzyłem. Smutkiem, zdenerwowaniem, zmęczeniem. Mogłem nie pić kilka dni lub ograniczyć to picie do minimum, ale gdy pokłóciłem się z żoną o nadużywanie alkoholu lub w pracy było ciężko, musiałem się napić wyłączając wtedy racjonalne myślenie. Wmawiałem sobie : jakoś to będzie, wszystko się ułoży. 

Żałuję tego, co robiłem. Jest mi wstyd. Ojciec dwójki dzieci. Jaki ja dawałem im przykład ? Odczuwam też strach żeby nie popełniły w przyszłości podobnego błędu jak ja i nie wpadły w wir problemów. Zamknięte koło spowodowane nadużywaniem alkoholu. Zastanawiam się, czy podołam, ponieważ sama abstynencja – nie picie alkoholu nie oznacza, że jestem wyleczony z mojej choroby. A przejście terapii to jedynie dobry początek mojej drogi ku trzeźwości. 

Praca i alkohol wypełniały moje życie. Mijały dni, miesiące, lata. W oczach najbliższych z dnia na dzień traciłem zaufanie. Stawałem się potworem, żulem. Nie wiem jak jeszcze mogę się nazwać. Alkohol tak doskonale tłumił wszystkie uczucia i wartości. 

Na pewno planuję wrócić do zajęć z młodych lat: łowienie ryb, majsterkowanie, motocykle, jazda rowerem. Planuję również zarazić syna jedną z tych pasji, by oderwać go od komputera i spędzając więcej czasu razem dużo rozmawiać na różne tematy. Oprócz wyżej wymienionych zajęć jest wiele prac koło domu, działka warzywna, trawa do koszenia. Zawsze jest coś do zrobienia no i praca w firmie, która wypełnia znaczną część mojego dnia. 

Myślę trzeźwo, że czeka mnie długa trudna droga do szczęścia. Jestem świadomy, że moja choroba jest nieuleczalna, ale jeżeli nie chcę więcej krzywdzić, muszę żyć w abstynencji. Szkoda, że dopiero teraz zauważyłem, że warto żyć. Mam dla kogo żyć, pomimo napotkanych trudności, warto walczyć!


Rafi