Uznałem, że potrzebuję terapii po tym, gdy mój wyimaginowany świat, który stworzyłem budując fundamenty z puszek i butelek po wypitym alkoholu runął w jednej chwili...

…oto powody, dla których podjąłem terapię.

    Przygnębiające uczucie narastającego problemu z nadużywaniem alkoholu towarzyszyło mi od dłuższego czasu. Jednak strach i lęk przed przyznaniem się do choroby przed bliskimi, żoną, która przecież niejednokrotnie wytykała mi mój problem, paraliżował mnie do tego stopnia, że brnąłem w to coraz dalej i dłużej zapijając strach przed konsekwencjami związanymi z problemami życia codziennego. Zdecydowałem sam, że jedyną drogą na zmianę podejścia do rzeczywistości i realne rozwiązanie problemów, a nie chwilowe udawanie pod wpływem alkoholu, że ich nie ma, że przecież mnie nie dotyczą, będzie zderzenie się z nimi na trzeźwo, bez używek i wybrałem drogę terapii – moim zdaniem jedyną słuszną.

 

   Idąc na pierwsze zajęcia terapii myślałem jedynie o tym, by skupić się na swojej chorobie. Jest to moja pierwsza próba podjęcia leczenia i pracy nad samym sobą. Pierwsza i mam nadzieję jedyna i ostatnia, a zarazem z pozytywnym skutkiem, ponieważ tylko będąc trzeźwym mogę odzyskać radość z życia, wywoływać uśmiech –  ten szczery i niczym nie wymuszony na twarzach mojej rodziny, być dobrym ojcem, mężem oraz człowiekiem.

 

    Uczucie towarzyszące mi w drodze na terapię były negatywne. Miałem wielką obawę przed tym, co zastanę po zamknięciu za sobą drzwi wchodząc na salę. Wiadomo, nowe otoczenie, środowisko, ludzie. Ogarnął mnie lęk z powodu tego, że zastanę tu osoby, które miały w życiu większe problemy z alkoholem, piły znacznie większe ilości różnorakich trucizn i najzwyczajniej w świecie bałem się, że moje picie zostanie na tyle zminimalizowane, że sam dojdę do wniosku, iż inni mają znacznie gorszą sytuację, a mój problem w zasadzie nie istnieje. Obawa minęła po niecałej godzinie pierwszych zajęć, gdyż zostałem miło przyjęty przez grupę, która okazała się składać ze świetnych ludzi, bardzo życzliwych oraz pomocnych, a strach i lęk przed minimalizowaniem przed samym sobą zniknął po tym, co usłyszałem w wypowiedzi jednego z uczestników podczas tych pierwszych zajęć. Pomimo wszelakich różnic zauważyłem ogromne podobieństwo swojego pijackiego życia

   Uznałem, że potrzebuję terapii po tym, gdy mój wyimaginowany świat, który stworzyłem budując fundamenty z puszek i butelek po wypitym alkoholu runął w jednej chwili. Problemy, które po alkoholu niby znikały, nawarstwiły się do tego stopnia, że wszystko pękło jak bańka mydlana. Poszedłem do pracy pod wpływem alkoholu, straciłem tę pracę, a w tamtej chwili wydawało mi się, że straciłem również rodzinę i w momencie, gdy moje myśli, serce i dusza sięgnęły dna, zrozumiałem, że nie mam nic więcej do stracenia i chcę zmiany, potrzebuję pomocy, chcę się wyleczyć, myśleć trzeźwo i zbudować silne życie na silnych fundamentach oraz odzyskać najukochańszą żonę i córeczki.

    Decyzja o podjęciu terapii wypłynęła ode mnie samego i pomimo wcześniejszych lęków dotyczących tego, jak zareagują najbliżsi, żona dała mi kolejną szansę, wyciągnęła rękę na pomoc i mam w niej ogromne wsparcie, a ultimatum trzeźwości jakie przede mną postawiła, daje mi ogromnego kopa w przód i motywuję do działania, gdyż wiem, że ona po prostu nie chce dłużej tak żyć w strachu o niepewne jutro i lęku o nasze córeczki.

   Poczułem ogromną miłość, wielkie wsparcie oraz szczęście. Jestem niesamowitym szczęściarzem, że mam taką cudowną kobietę u swego boku, że kolejny raz dała mi szansę a ja kolejny raz Jej obiecałem… no właśnie obietnice… kto tego nie zna? Tym razem czyny, a nie słowa, bo na to zasługuje K*** i dam z siebie 100 procent w drodze do trzeźwości.

   Terapię podjąłem w celu odzyskania samego siebie, tego sprzed paru lat, uśmiechniętego, pełnego energii i wigoru, pełnego optymizmu i śmiało patrzącego w przyszłość. Chcę również pogłębiać wiedzę dotyczącą mojej choroby, jakich zachowań unikać oraz dalszej pracy nad sobą w kierunku trzeźwego życia.

   Korzyści jakie może przynieść terapia są dla mnie światełkiem w tunelu, do którego dążę, czyli trwanie w abstynencji. Już teraz gdy patrzę w lustro po tym tygodniu zajęć widzę w oku iskierkę wzniecającą dawny ogień.

   Szczerze mówiąc nie zastanawiałem się i nie zamierzam się zastanawiać nad tym co może okazać się trudne w terapii. Trudno to jest rozbić głową mur, a do wyznaczonego w życiu celu dąży się za wszelką cenę. Moim celem jest trzeźwość i właśnie po nią idę! I nic ani nikt nie jest w stanie mnie powstrzymać! Każde trudności jakie napotkam ominę szerokim łukiem bądź zmierzę się z nimi na trzeźwo.

 

   Jedyną obawą związaną z terapią jest to, że jestem raczej osobą zamkniętą w sobie, z natury małomówną i otwarcie się, wystawianie swoich uczuć i emocji na forum całej grupy jest nadal dla mnie czymś nowym, nowym uczuciem, doznaniem w każdym bądź razie ogromnym wyzwaniem.

 Muszę postarać się zaufać grupie i przełamać się by otworzyć się na forum wszystkich.

   Pisanie zawsze wychodziło mi lepiej niż otwieranie się przed ludźmi słowem. Jestem z siebie dumny, że podjąłem decyzję o terapii, w której pokładam ogromne nadzieje na dalsze trwanie w abstynencji. Po napisaniu tej pracy, przeczytaniu jej ze 100 razy, idę przytulić żonę i jeszcze raz podziękować za wszystko co dla mnie zrobiła.

 

   Czarny.