W głębi lasu

     Nie tak dawno temu w małej wsi, w małym, białym domku mieszkało młode małżeństwo – Matylda i Mateusz. Kobieta zajmowała się domem i ich trójką dzieci. Mężczyzna ciężko pracował w pobliskim tartaku. Mieszkali nieopodal lasu. Z drugiej strony otaczały ich łąki i pola oraz kilka domostw sąsiadów.

     Każdy dzień pełen był domowych obowiązków – pranie, sprzątanie, gotowanie, prace w przydomowym ogrodzie. Opieka nad dziećmi wypełniały Matyldzie cały czas. Mateusz natomiast, pracował od świtu do zmierzchu przy obróbce drewna. Często wracał późnym wieczorem i był bardzo zmęczony. Nie miał już siły na rozmowę czy zabawę z dziećmi. Bywało, że pracował nawet w niedzielę, aby wyrobić się z zamówieniami i dorobić parę groszy. Tak właśnie mijały dni, miesiące, lata. Matylda i Mateusz żyli niby razem, a jednak osobno. Każde z nich wywiązywało się z przypisanych im obowiązków. Przestali ze sobą rozmawiać, a raczej porozumiewali się organizacyjnie. Zazwyczaj się mijali. Mateusz tak zatracił się w pracy, że nie zauważyli kiedy dzieci podrosły i poszły do szkoły. Oboje byli tak pochłonięci i przytłoczeni codzienną pracą, że przestali siebie zauważać. Dopadła ich rutyna i monotonia. I tak żyli w swojej szarej rzeczywistości i zamknęli się w swoim szarym świecie codzienności. Matylda stała się smutna i przygnębiona. Straciła radość życia. Cokolwiek robiła, robiła to bez entuzjazmu i zmuszając się do wszystkiego. Gdzieś w gąszczu zajęć pogubili siebie nawzajem i każde z osobna.

     Pewnego jesiennego dnia Matylda wybrała się do lasu na grzyby. Często tak robiła, gdy dzieci były w szkole. Było pochmurno, ale ciepło. Idąc prosto znaną sobie ścieżką dotarła do polany, po środku której rósł rozłożysty dąb. To było jej ulubione miejsce odpoczynku i wytchnienia. Dzisiaj jednak wydało jej się ono szare i ponure, bo wszystko wokoło spowiła szara mgła. Kobieta siedząc tak bez ruchu nagle rzewnie rozpłakała się nie mogąc złapać tchu. Gdy w końcu się uspokoiła, poczuła ulgę. Jakby wszystko złe co nagromadziło się w niej znalazło ujście. Zbierało się na deszcz dlatego postanowiła wracać do domu. Wtem usłyszała głos. Zza drzewa podszedł do niej starszy mężczyzna o łagodnej, miłej twarzy. Spokój w jego oczach był ujmujący. Zapytał spokojnym, niskim głosem

      – Przepraszam, słyszałem jak płaczesz. Może mógłbym w czymś pomóc?

Matyldzie znów napłynęły łzy do oczu. Odezwała się mówiąc:

– Czuję się strasznie zmęczona, samotna i nieszczęśliwa. Życie nie ma sensu. Nie może mi pan pomóc. Chyba, że wie pan gdzie znaleźć szczęście?

Staruszek odpowiedział

– Próbowano za szczęściem wysłać list gończy, ale nikt nie umiał podać rysopisu. Jednak poradzę coś Tobie. Rozejrzyj się. Od tej polany odchodzi kilka dróg w głąb lasu. Na każdej z nich możesz znaleźć to, czego pragniesz. Każda gdzieś Cię zaprowadzi.

Zdziwiona Matylda odpowiedziała

 – Ale ja nigdy nie zapuszczałam się dalej. Boję się, że się zgubię, że zabłądzę. Zawsze chodzę tą prostą, znaną mi ścieżką i nigdy nic nie znalazłam.

Jeśli bardzo chcesz czegoś to spróbuj i idź dalej! – Powiedział.

– Pamiętaj tylko o jednym – Dodał – Bądź uważna, bo czasem coś znajdujemy, a nie umiemy tego dostrzec. Szczęście jest blisko.

Kobieta jeszcze raz rozejrzała się ponad polaną, szukając wzrokiem owych dróg. Gdy odwróciła się, aby podziękować i pożegnać się, nieznajomy zniknął, jakby rozpłynął się we mgle.

     Wracała do domu w zamyśleniu i z niedowierzaniem. Matylda była tak ciekawa co może znaleźć w lesie, że wygospodarowała kilka godzin w tygodniu na poszukiwanie szczęścia.

Czy to w ogóle możliwe? – pytała siebie w myślach.

Pierwsza ścieżka, na którą weszła prowadziła przez zagajnik świerkowy. Dotarła w końcu do drewnianego domku porośniętego bluszczem, a wokół niego roztaczał się bujny, kolorowy ogród. W ogrodzie na trawie w skupieniu ćwiczyła młoda kobieta o imieniu Kama. Zauważywszy Matyldę, Kama z uśmiechem zaprosiła ją do siebie. Wypiły zieloną herbatę i rozmawiały. Kama okazała się ciepłą, otwartą, życzliwą i bardzo mądrą osobą. Praktykowała różne formy ruchu np. jogę czy pilates. Była też dobrą masażystką.

Obie kobiety bardzo się zaprzyjaźniły i od pierwszej chwili poczuły nić porozumienia. Spotykały się regularnie, aby porozmawiać, aby razem poćwiczyć. Po raz pierwszy od lat Matylda świadomie poczuła swoje ciało i poczuła się dobrze w swoim ciele. Najważniejsze było również to, że czuła się dobrze w towarzystwie Kamy, jakby znalazła bratnią duszę. Bardzo polubiła jej inne spojrzenie na świat i jej rady, które stały się inspiracją na przyszłość. Bo czyż nie jest mądre zdanie:

„Zatroszcz się o siebie tak jak troszczysz się o innych”

lub

 „Miej odwagę wybierać to, co wspiera Cię w rozkwicie, a nie tylko gwarantuje przetrwanie”.

Matylda zdała sobie sprawę, że nigdy do tej pory nie myślała o sobie. Bardzo chciała poczuć, że żyje, Wzorem stała się Kama, która pracowała, prowadziła dom, zajmowała się dziećmi nie rezygnując przy tym z siebie.

     Za jakiś czas Matylda wybrała się w nieznane kolejna drogą wiodącą od polany. Początkowo las był gęsty i niski. Kobieta przedzierała się przez zarośla i potykała przez powalone drzewa. Trochę pokłuta i podrapana przez kolczaste krzewy jeżyn wyszła na otwartą przestrzeń, gdzie na kwiecistej polanie stała leśniczówka. Była bardzo zmęczona i utrudzona niełatwym szlakiem, więc postanowiła wstąpić do środka. Akurat odbywało się tam spotkanie kilku kobiet. Kobiety zaprosiły Matyldę, aby się do nich przyłączyła. Ta początkowo trochę zagubiona, poczuła się dobrze w ich towarzystwie. Kobiety stworzyły koło życzliwości. Dzieliły się swoimi pasjami i umiejętnościami. Malowały, wycinały, czytały, szydełkowały, rzeźbiły, gotowały. Uczyły się od siebie nawzajem. Było to czymś nowym dla Matyldy i stało się oderwaniem od rutyny i zatrzymaniem w codziennym życiu. Matylda zaangażowała się bardzo i z chęcią przychodziła na cotygodniowe spotkania. Kobiety opowiadały o swoim życiu, rozmawiały, śmiały się, płakały. Dzieliły się swoimi troskami i radościami. Istotne było to, że się rozumiały i wspierały oraz służyły radą i pomocą. 

     Matylda zachęcona minionymi wydarzeniami poczuła siłę i zapał oraz chęć by wybrać się na spacer następną leśną dróżką. Szła leśnym, brzozowym duktem, aż w pewnym momencie doszła do pachnącej, kolorowej łąki, a na jej skraju leżał wielki głaz. Jej uwagę przykuł człowiek siedzący na kamieniu. Był to mnich ubrany w długie szaty Podniósł rękę w kierunku Matyldy i zawołał:

– Witaj! Co Cię tu sprowadza? Zawsze tu medytuję i od bardzo dawna nikogo nie spotkałem.

Matylda opowiedziała mu o sobie i swojej rodzinie i życiu, a ten z uwagą słuchał patrząc głęboko w oczy. Po dłuższej chwili mnich odezwał się.

– Spójrz wokoło: przed tobą przyroda w pełnej krasie. Powinnaś skupiać się na pięknie świata i pięknie życia. Nie skupiaj się tylko na problemach, pracy, obowiązkach. One nigdy się nie kończą, nie znikną i zawsze będą. Przeżywanie kłopotów i negatywne nastawienie prowadzi tylko do cierpienia i wypalenia. Zmień swoje nastawienie i zacznij tworzyć więcej radości i beztroski. Podążaj za szczęściem. Możesz je wtedy dostrzec w najmniej oczekiwanych miejscach. Ważne jest również dostrzeganie piękna w ludziach, z którymi żyjesz. Poszukiwać szczęścia nie należy w przyszłości lecz w teraźniejszości, dlatego trzeba się zatrzymać. Spróbuj być w chwili obecnej i ciesz się tym. Tu i teraz możesz znaleźć tyle szczęścia ile tylko chcesz. Pamiętaj, że w chwili obecnej tworzysz swoją przyszłość, która później stanie się twoją przeszłością.

Matyldę bardzo poruszyły słowa mnicha. Wzruszona powiedziała:

– Dziękuję za rozmowę i te wszystkie wartościowe rady. Muszę już wracać.

Mnich dodał jeszcze na do widzenia:

– „Szczęście jest tu i teraz, to co masz z tym, z kim jesteś”.

W drodze powrotnej Matylda poczuła ogromną błogość i rozluźnienie, a to dzięki promieniom słońca przebijającym się przez konary drzew. Drogę przebiegły jej dwa zające. Zauważyła rudą wiewiórkę zbierającą żołędzie. Wędrówkę uprzyjemniały jej śpiew ptaków i stukanie dzięcioła. W tle słychać było szum liści kołysanych przez wiatr. Wszystko razem brzmiało jak magiczna muzyka. Kobieta w myślach stwierdziła ze zdziwieniem – Dlaczego ja wcześniej tego nie zauważyłam?

Wszystkie te odgłosy lasu stały się dziwnie intensywne i głośne jakby chciały się przebić przez myśli, do tej pory smutne i głośne myśli Matyldy. Wtem na skraju lasu z zarośli wybiegły dwa małe koty i nie opuszczały jej na krok, odprowadzając ją do drzwi domu. Koty zaczęły łasić się i stawać na dwóch łapkach. Matylda wpuściła je do środka, nakarmiła je i pozwoliła zostać ku uciesze dzieci. W domu zapanowała miłe poruszenie. Było dużo radości i zabawy. Obserwowanie tych dwóch puszystych zwierzątek i opiekowanie się nimi było ważnym i wartościowym doświadczeniem. Kociaki obdarowywały wszystkich swoją kocią miłością na każdym kroku. Matylda poczuła, że naprawdę zwierzęta łagodzą obyczaje. Wyzwoliły w niej i w domownikach czułość, delikatność i uważność. Wniosły do ich domu dużo dobrej energii. Matylda nazwała je małymi szczęściami.

     Od jakiegoś czasu kobieta czułą się znacznie lepiej. Jakby ktoś tchnął w nią życie. Spotykała się ze swoją przyjaciółką Kamą i karmiła się radością życia i jej dobrą energią. Biegała na spotkania kobiet, które bardzo ją wzmacniały i dawały poczucie, że nie jest sama i mobilizowały do dbania o siebie. Dotychczasowa szara codzienność stawała się coraz bardziej kolorowa. Zdziwiła się nawet gdy zobaczyła w lustrze swoje uśmiechnięte oblicze. Razu pewnego, gdy wróciła do domu, dzieci z radością ją przywitały, obdarowując ją uściskami i wołając:

– Mamo, gdzie byłaś? Tęskniliśmy za Tobą! Dobrze, że już jesteś.

Wtedy Matylda poczuła się wspaniale. Wesołego gwaru i opowiadań dzieci nie było końca. Tak bywało coraz częściej. Wspólne rozmowy, śmiechy, spacery sprawiały dużo radości.

     Któregoś ciepłego popołudnia Matylda wybrała się na spacer do lasu, lecz tym razem zabrała ze sobą dzieci, chcąc spędzić z nimi więcej czasu. Szli szerokim traktem, wśród wysokich sosen. Dzieci biegały, skakały, śmiały się. Razem było raźniej i przyjemniej iść. Z oddali usłyszeli warkot silników. Okazało się, że niechcący dotarli do tartaku, w którym pracował Mateusz.

Dzieci postanowiły podejść bliżej i poszukać taty. Gdy go znalazły zaczęły skakać, machać rękoma i wołać. Mateusz spostrzegłszy ich z niedowierzaniem przyglądał się przez chwilę. Nagle rzucił wszystko i z uśmiechem podbiegł do dzieci.

– Co wy tu robicie?! Zawołał.

Praca w tartaku nagle ustała i wszyscy przyglądali się tej sytuacji. Ktoś ze współpracowników zawołał: – Skończymy pracę za Ciebie, a ty zajmij się rodziną.

Trochę zdezorientowany i zmieszany Mateusz zgodził się i postanowił wrócić razem z nimi do domu.

Na twarzy Mateusza widać było, że ta nieplanowana wizyta sprawiła mu ogromną niespodziankę i prawdziwą radość. Jak promyk ciepłego słońca w pochmurny, chłodny dzień. Dzieci były trochę zdziwione, ale też ucieszone tą niecodzienną, wyjątkową sytuacją. Po drodze Mateusz opowiadał o swojej pracy, żartował i nawet śmiał się mimo zmęczenia. Matylda czuła radość, że udało im się w końcu pobyć razem. Bardzo jej tego brakowało. Zaproponowała nawet nieśmiało, że częściej będą odwiedzać i odprowadzać Mateusza z pracy. To był dobry i szczęśliwy dzień.

     Minione dni i ostatnie wydarzenia były dla Matyldy jak przebudzenie. Dotąd zamknięta w sobie, przytłoczona i frustrowana zaczęła odżywać. Ostatnio dużo rozmyślała tym razem pozytywnie i dużo się nauczyła. Dała sobie szansę i wykorzystała nadarzające się okazje. Otworzyła się i przyjęła dary i znalezione skarby w głębi lasu.

     Kobiety z grupy życzliwości często mawiają, że: „Wszystko dzieje się po coś”. Natomiast przyjaciółka Kama mawia, że „ ciemność służy światłu do wydobycia jego świetlistej natury”.

Czyż to nie szczęście otaczać się takimi mądrymi ludźmi. Matylda obiecała sobie, że postara się dostrzegać jak najwięcej złotych nici w szarej życia przędzy. Obiecała sobie, że będzie podążać za szczęściem i że będzie szczęśliwa.

                                                                  Marlena