Większość mojego pijackiego życia była samotnią. Piłem sam ze sobą, uważając swoje towarzystwo za najlepsze.

Jak picie wpłynęło na moje kontakty i relacje z innymi ludźmi?

Alkohol w moim życiu przez ostatnie trzy lata pojawiał się codziennie. Był również obecny na każdym spotkaniu okolicznościowym takim jak te w gronie rodzinnym typu urodziny, imieniny, wesela, po spotkania towarzyskie w gronie przyjaciół takich jak grill, “domówki” czy sylwester. Częstość spotkań i kontaktów z ludźmi podczas takich imprez w ciągu roku nie była nadzwyczajna, jednak zawsze towarzyszył temu alkohol. Do tego typu spotkań mogę również zaliczyć moją pasję, gdzie w ostatnich latach niemal każdy powrót z meczu do domu kończył się porannym kacem. Większość mojego pijackiego życia była samotnią. Piłem sam ze sobą, uważając swoje towarzystwo za najlepsze.

Na początku mojego picia, alkohol pomagał mi w nawiązywaniu kontaktów z ludźmi.

Jestem osobą zamkniętą w sobie, podczas jakiejkolwiek imprezy, gdy nie piłem alkoholu, zazwyczaj siedziałem cicho przy stole, wypowiadając swoje zdanie w momencie, gdy faktycznie miałem coś do powiedzenia w danym temacie i pewność swojej racji. Nawet jeśli były to imprezy rodzinne, gdzie przecież każdego z osobna doskonale znam. Po wypiciu alkoholu zmieniało się to o 180 stopni, czułem się swobodniej i łatwiej było mi prowadzić rozmowy, dodawał mi odwagi i pewności siebie. Tworzyłem w ten sposób wyimaginowany obraz własnej osoby, zamiast starać się pracować nad tą nieszczęsną komunikatywnością , to piłem alkohol i przedstawiałem fałszywy obraz osoby, którą przecież nie jestem.

Tak jak to przedstawiłem przed chwilą, piłem głównie w samotności, staczając się sam na dno bez niczyjej pomocy czy ingerencji. Podczas spotkań z przyjaciółmi nie odstawałem od reszty towarzystwa, nie upokarzałem się przed nimi przychodząc na spotkania tego typu już pod wpływem alkoholu czy też nie wypijałem więcej, stąd też do końca, do momentu aż podjąłem terapię, nikt nie był w stanie zauważyć, że odstaję od normy. Dopijałem się sam po powrocie do domu bez towarzystwa, upokarzałem się sam przed sobą.

W moim towarzystwie osobami niepijącymi alkoholu były jedynie kobiety, czyli żona, mama i teściowa. Podczas imprez zawsze pojawiał się alkohol i nie twierdzę, iż każdy z tego otoczenia ma ten sam problem z alkoholem co ja, podobno “pić trzeba potrafić”, bo wszystko jest dla ludzi, lecz trzeba robić to z głową. Z tą moją było jednak coś nie tak. Większość swojego życia spędziłem z żoną, z którą znamy się od gimnazjum. Moja żona z początku, gdy nie miałem problemu z alkoholem i spotykaliśmy się jako para – wypiła ze mną czy to sporadyczne piwo w pubie na wakacjach czy kieliszek wina w restauracji. W momencie, gdy ja zacząłem tego alkoholu nadużywać mieć z tym coraz większy problem, oczywiście nie mogło umknąć i nie umknęło to uwadze najbliższej mi osoby, więc zraziłem K* do jakiegokolwiek alkoholu.

Nie utrzymywałem jakichkolwiek kontaktów z ludźmi tylko i wyłącznie ze względu na alkohol, jak i nie kontaktowałem się z nikim pod wpływem alkoholu – z kimś z kim bym tego żałował.

Gdy zacząłem nadużywać alkoholu stałem się bardzo nerwowym człowiekiem. Z dobrego, emocjonalnego faceta stałem się arogancki i chamski. W pracy często wyżywałem się na innych, stanowisko, na którym pracowałem dawało mi jako tako przewagę nad innymi, więc często zachowywałem się w sposób taki, że pokazywałem to, iż nie idziemy w jednej linii. W stosunku do swoich zwierzchników byłem arogancki, oczywiście wykonywałem ich polecenia w sposób jaki potrafię najlepiej, lecz zawsze miałem swoje zdanie do powiedzenia, często wypowiadałem je głośno, wulgarnie i chamsko. Moja niestabilność emocjonalna dawała się również we znaki mojej żonie, bo również i na tej najważniejszej dla mnie płaszczyźnie życia byłem czasem chamskim ignorantem. Każde zwracanie mi uwagi przez K*, uważałem za marudzenia i wyssane z palca powody do czepiania się mojej osoby. Każde podjęte próby rozmowy ze strony mojej żony na temat problemów osobistych bądź też tych związanych z nadużywaniem alkoholu przeze mnie, były pacyfikowane na samym wstępie, bardzo często uniesieniem głosu, obrażaniem się za kolejne czepianie się, czy też powodem do kłótni, po której mogłem dolać w siebie jeszcze więcej alkoholu.

Jak już wspominałem przed chwilą codziennym kontaktem z kolegami była w głównej części życia moja praca. Ponieważ z przyjaciółmi piłem podczas spotkań czy meczy, aczkolwiek nie trzeźwiałem z nimi. Natomiast bardzo często chodziłem do pracy na kacu. Praca polegała na całej brygadzie kilku osób, więc były to codzienne spotkania. Bardzo często wykręcałem się z obowiązków pod pretekstem złego samopoczucia, najczęściej problemów żołądkowych, oczywiście kłamałem, ponieważ problemy z żołądkiem owszem były, lecz były spowodowane piciem alkoholu, a często nie było żadnych problemów, a jedynie wymigiwanie się od obowiązków. W momencie trzeźwienia stawałem się albo niezdatny do jakichkolwiek prac, albo nadpobudliwy emocjonalnie, rozzłoszczony, a w takich sytuacjach pracowałem “od gwizdka do gwizdka”, pokazując co to nie ja i wytykając brak zaangażowania współpracownikom.

  • Negatywny wpływ przejawiał się u mnie tym, iż byłem:
  • Agresywny
  • Arogancki
  • Chamski
  • Wybuchowy
  • Nieszczery
  • Niesłowny
  • Konfliktowy
  • Nieufny i nie wart zaufania

Myślę, że zawsze byłem osobą o dobrej reputacji, uważanym za dobrego, pomocnego męża, na którego żona mogła zawsze liczyć i polegać czy też wspaniałego, opiekuńczego ojca. Stworzyły tę reputację, sytuacje mojego picia w samotności, bez osób trzecich, a żona zawsze chwaliła się koleżankom, że może na mnie polegać, że pomagam jej we wszystkich czynnościach domowych. Począwszy od tych najdrobniejszych, po te wymagające większego zaangażowania. Budowały to również sytuacje, w których żona będąc np. u kosmetyczki czy fryzjera, mówiła, że mąż w tej chwili np. myje okna czy gotuje obiad. Faktycznie tak było i bardzo często zabierałem ten ciężar domowych obowiązków na siebie. Reputację dobrego, opiekuńczego ojca zyskałem sam zabierając dzieci na spacery, place zabaw, basen czy inne tego typu atrakcje. Jestem jednak świadom, że ta sytuacja z pracą, z której wyleciałem z wielkim hukiem w asyście policji będąc pod wpływem alkoholu, na pewno zniszczyła mi tę reputację, na którą pracowałem całe życie. Mieszkam w miasteczku, gdzie każdy każdego zna, znają mnie osoby, o których nawet ja sam nie miałem pojęcia, że istnieją. Jest to małe miasto, więc ta sytuacja będzie się ciągnęła długo.

 Piłem w głównej mierze w samotności, sam ze sobą, unikałem kontaktów z osobami trzecimi w momencie, gdy byłem pod wpływem alkoholu. Piłem w domu nie wychodząc nigdzie poza obszar czterech ścian, a gdy już musiałem wyjść, bo było to koniecznością wyższą, starałem się trzymać twardo i z nikim nie wchodzić w jakiekolwiek zbędne dyskusje. Wielokrotnie ktoś znajomy wówczas dnia następnego pytał mi się czy się obraziłem, bo przeszedłem jak duch, jakbym był wkurzony, rzucając tylko “cześć”. Nie dało się jednak zamaskować tego w 100 procentach, ponieważ np. będąc w pracy nie dało się uniknąć kontaktów z innymi, a ciągłe wymówki, że czuję się słabo, źle, że coś mnie bierze, albo że miałem imprezę rodzinną – stały się z czasem słabe, zbyt częste.

Czuję smutek i żal, że maskowałem się okłamując wszystkich dookoła i samego siebie. Czuję gniew na odbicie w lustrze z przeszłości za swoje naganne zachowania w stosunku do innych, a najbardziej boli fakt, że okłamywałem osobę, którą kocham całym sercem – moją żonę. Czuję, że zawiodłem Ją na całej linii, staram się naprawić małymi kroczkami nasz związek. Była przy mnie zawsze, znosząc całe zło jakim ją karmiłem, jest przy mnie i wspiera w momencie, gdy zacząłem zmieniać swoje życie na lepsze i wierzę w to bardzo mocno, że będzie przy mnie też w przyszłości, a ja dołożę wszelkich starań by naprawić Nasz Wspólny Świat.

 

Czarny.