… Zrozumiałam jak cienka jest linia, po której stąpamy. Zawsze uważałam, że przecież mnie nie może spotkać coś takiego, jak choroba alkoholowa.… … Podjęłam terapię dlatego, że jeszcze bardzo chciałabym odnaleźć siebie taką, jaką byłam nie tak dawno... Moje powody podjęcia terapii.

            Dopiero niedawno zdałam sobie sprawę, że jestem uzależniona od alkoholu. Wcześniej wydawało mi się, że to nie jest nic złego, jeżeli popołudniu, czy w dzień wolny wypiję piwo i drinka. Przecież wiele osób tak robi i nie są alkoholikami, nawet te osoby z mojego otoczenia. W 20** roku zmarł mój mąż po długiej i ciężkiej chorobie. Patrzyłam przez rok jak uchodzi z niego życie. Byłam z nim cały czas. Gdy widziałam jak cierpi, prosiłam Boga, żeby go zabrał do siebie. Po jego śmierci nie mogłam sobie tego wybaczyć. W tym samym czasie zachorowała moja mama, przy której nie mogłam być ze względu na sytuację w domu. Córka w tym czasie przebywała już za granicą. Mama zmarła 13 dni po śmierci męża. Zaczęłam leczyć się na depresję. Córka zabrała mnie do siebie. Po leczeniu wróciłam do pracy i bardzo mi to pomogło. W tym czasie nie było alkoholu tzn. tylko okazjonalnie, jak to się potocznie nazywa, grille, spotkania integracyjne. Po roku żałoby dołączyła się pustka i samotność.

            W 20** roku przeszłam na upragnioną emeryturę. Wtedy myślałam, że uda mi się spełnić wszystkie marzenia, na które nigdy nie miałam czasu: czytanie książek, zwiedzanie pięknych okolic Polski i architektura, przyroda, moje kochane morze Bałtyckie. Wyjechałam z córką i jej rodziną do Chorwacji byliśmy też na Teneryfie. Każdy kto patrzy z boku, mógł pomyśleć „czego jej brakuje”?

Mnie jednak ciągle brakowało tej osoby, z którą mogłabym się dzielić radościami. W tym czasie nie zażywałam leków na depresję. Czułam się w miarę dobrze, chociaż nie powiem, że byłam szczęśliwa.

            Kiedy nastała pandemia w marcu 2020 roku zaszyłam się w Borach Tucholskich w T**, gdzie mam działkę, która należy do mojej córki. Tutaj w odosobnieniu moim przyjacielem stał się alkohol. Po wypiciu odczuwałam spokój i widziałam świat w różowych okularach – tak było przynajmniej w moim odczuciu. Nie zdawałam sobie sprawy, że w tym momencie wyrządzam sobie wielką krzywdę jak również moim bliskim, którzy kochają mnie jak również ja ich. Są dla mnie wszystkim. W lutym 20** roku dostałam propozycję pracy w zawodzie, który zawsze lubiłam i spełniałam się w nim.

            Było dobrze kiedy byłam w pracy. Jednak po powrocie do domu marzyłam tylko o tym, żeby wypić piwo i poprawić czymś mocniejszym czyli wódką. Dopiero potem myślałam, że trzeba coś zjeść.

Myślałam o tym, że przecież nikomu nie wyrządzam żadnej krzywdy. Jestem wolnym człowiekiem, który już spełnił swoją rolę w życiu. Uważałam, że alkohol daje mi szczęście i odprężenie. Jednak zawsze rano kiedy wstawałam i patrzyłam w lustro na siebie nie mogłam uwierzyć, że jest to ta sama osoba, którą byłam kiedyś. Patrzyłam na siebie z pogardą i wręcz z nienawiścią.

            Rozpoczęłam terapię indywidualną, bo jak zawsze myślałam o wszystkich tylko nie o sobie. Chciałam połączyć obowiązki zawodowe i moje osobiste problemy. Jednak doszłam do wniosku, że znowu udaję „wilk syty owca cała”.

W dalszym ciągu wmawiałam sobie, że dam radę sama za pomocą terapii indywidualnej, tym bardziej, że rozpoczął się wielki post. Jednak były to tylko mrzonki, oszukiwanie siebie i kłamstwa wobec osób, które kocham i mnie kochają.

            Pierwszą osobą, która miała na mnie największy wpływ była moja córka. Ona pierwsza zauważyła, że dzieje się coś niedobrego. Często kiedy dzwoniła, a mamy kontakty codziennie, zauważyła, że nie pamiętam, co mówiła mi dzień wcześniej, ja również powtarzałam to, co mówiłam wcześniej i o tym nie pamiętałam. Rano sprawdzałam telefony, bo nie wiedziałam czy odebrałam. Zaczęłam okłamywać własną córkę, że dzisiaj nic nie piłam. Czekałam kiedy zadzwoni, żebym mogła się spokojnie napić.

            W pierwszym momencie próbowałam tłumaczyć, że dam sobie radę, nad wszystkim panuję . Mówiłam: „daj mi szansę, zapanuję nad tym”. Jednak kończyło się tylko na obietnicach, których niestety, nie dotrzymywałam. Zaczęłam okłamywać ją i siebie. Nigdy tego nie robiłam wcześniej. Po prostu przestałam poznawać siebie, że mogę tak postępować krzywdząc nie tylko siebie, ale tych, na których mi zależy: moją córkę, wspaniałą wnuczkę, której chciałam przekazać wspaniałe wartości i naprawdę dobrego zięcia. Cieszyłam się ,że córka zauważyła moje problemy. Z drugiej jednak strony, wzbudzało we mnie złość, że przecież ja wiem, co robię. Było to jednak do pewnego momentu.

            Podjęłam terapię dlatego, że jeszcze bardzo chciałabym odnaleźć siebie taką jaką byłam nie tak dawno, bo tylko trzy lata temu. Może jedynie trochę pewniejszą siebie i potrafiąca powiedzieć NIE, czego się teraz uczę.

Korzyści, które mogą przynieść mi po udziale w terapii to przede wszystkim to, że znowu pokocham siebie, będę miała odwagę spojrzeć na siebie w lustrze i ujrzeć w niej nie przegraną osobę, ale tę, która potrafi walczyć o siebie i zachować szacunek wobec najbliższych.

            Na początku obawiałam się bardzo, czy będę potrafiła otworzyć przed osobami, których nie znam. Zrozumiałam jednak, że łączy nas bardzo dużo tzn. ten sam problem – walka z alkoholem. Zawsze to ja byłam słuchaczem, ponieważ pracowałam z różnymi ludźmi z różnych stron Polski. Wysłuchiwałam historii jednych bardzo ciekawych innych mniej. Na początku prosiłam o terapię indywidualną. Uważałam, że tak będzie łatwiej i dam radę. Chciałam pokonać picie i pogodzić pracę zawodową. Szybko przekonałam się, że to niestety za mało.

            Właściwie nie powinnam mieć żadnych obaw. Spodziewam się tego, że po skończonej terapii mogę nie dostać przedłużenia umowy o pracę. Jednak jestem już na emeryturze, jakieś środki utrzymania posiadam. Niestety do lepszego życia szybko się przyzwyczajamy. Teraz jestem sama i trudniej utrzymać siebie wraz z mieszkaniem i mediami. Jednak po co mi pieniądze, które i tak zamieniałam na alkohol i traciłam moje zdrowie?

            Zależy mi w tym momencie, żebym odzyskała siebie, na osobie, którą byłam nie tak dawno. Osobę, która była pogodna, uśmiechnięta, otwarta. Nigdy nie okłamywałam przede wszystkim mojej kochanej córki, która cierpi teraz bardziej nawet jak ja. Dlatego twierdzę, że nie może być żadnych trudności do walki, którą podjęłam i muszę sobie jeżeli takie będą stanowczo poradzić.

            Zrozumiałam jak cienka jest linia, po której stąpamy. Zawsze uważałam, że przecież mnie nie może spotkać coś takiego, jak choroba alkoholowa. Prawie wszyscy pijemy na uroczystościach, na imprezach integracyjnych, uroczystościach rodzinnych, nawet z okazji świąt kościelnych. Każdy z nas miał inny powód, żeby sięgnąć po alkohol. Dzieli nas różnica wieku i długość uzależnienia od alkoholu, ale ważne jest tylko to żebyśmy mogli sobie wzajemnie pomóc, rozpocząć żyć bez tego pseudoprzyjaciela.

 

            Pingwin